Stwierdza tylko, że „po dopełnieniu biegu Jej ziemskiego życia” Maryja została wzięta do nieba. Mamy więc dogmatyczne sformułowanie, które mówi o wzięciu Maryi do nieba po Jej ziemskim życiu. Mogło się więc zdarzyć i tak, że Maryja umarła, została złożona w grobie i tam dopiero dokonał się fakt Jej wniebowzięcia.
W porównaniu z Cezareą Jerozolima nie miała wielu atutów. W początkach IV wieku była niepozorną mieściną, leżącą na uboczu imperium, z dala od głównych szlaków handlowych. Wystarczył jeden przedsiębiorczy biskup, żeby wszystko się zmieniło. Rankiem 7 maja 351 r. mieszkańcy Jerozolimy byli świadkami niezwykłego zjawiska. Na niebie nad miastem pojawił się ogromny krzyż. Widoczny przez kilka godzin miał się rozciągać między Golgotą i Górą Oliwną i lśnić jaśniej niż słońce. Ludzie byli tak przerażeni, że niemal wszyscy natychmiast pobiegli do kościoła. Panice trudno się dziwić. Starożytni – nie tylko poganie, ale także chrześcijanie – do cudownych znaków podchodzili z całą powagą. Taki fenomen musiał zostać uznany za zapowiedź niezwykłych wydarzeń. Co lepiej znający Pismo Święte mogli nawet pamiętać słowa Jezusa z Ewangelii św. Mateusza, że krzyż na niebie będzie znakiem powtórnego przyjścia Mesjasza, a co za tym idzie – końca świata. Świetnie wiedział o tym biskup Jerozolimy Cyryl. Uznał, że o wydarzeniu tej wagi natychmiast należy poinformować cesarza Konstancjusza II. Napisał więc list, w którym szczegółowo zrelacjonował pojawienie się znaku i ostrzegał, by władca przygotował się na koniec świata. Ale świetlisty krzyż nie jest jedynym, o którym Cyryl wspomina. Niejako przy okazji biskup chwali się, że kościół w Jerozolimie przechowuje bezcenną relikwię – prawdziwy krzyż – ten, na którym umarł Jezus. Na dodatek, według Cyryla, miał go odnaleźć ojciec Konstancjusza, Konstantyn Wielki. Pozornie wszystko się zgadza. Konstantyn, pierwszy cesarz chrześcijanin, ufundował w Jerozolimie wspaniały kościół, zwany dziś Bazyliką Grobu Świętego. Wzniesiono go w miejscu, w którym miały się znajdować Golgota i grób Jezusa. Tam także, według późniejszych legend, odnaleziono ukryty przez setki lat krzyż. Choć sam Konstantyn nigdy nie był w Jerozolimie, to Cyryl zapewne przypisał mu znalezisko jako inicjatorowi prac wokół grobu Jezusa. Problem w tym, że nic nie wskazuje, by podczas nich dokonano takiego odkrycia. Ba, nie jest nawet pewne, czy krzyż odnaleziono za życia cesarza, który zmarł w 337 r. Skąd te wątpliwości? Przede wszystkim stąd, że o działalności Konstantyna w Jerozolimie wiemy całkiem sporo, ale na temat krzyża dostępne nam źródła milczą. Poszukiwania grobu Jezusa rozpoczęto z rozkazu Konstantyna w 325 lub 326 r. Pierwszym krokiem było usunięcie wznoszącej się na usypanej z ziemi i kamieni gigantycznej platformie świątyni Afrodyty i boskiego Hadriana. Przykrywała ona miejsce, w którym, jak sądzono, znajduje się święty grób. Prace prowadzono z dużym rozmachem. Biskup Cezarei, Euzebiusz, biograf Konstantyna i historyk Kościoła, twierdzi, że ziemię spod świątyni bogini miłości uznano za „skażoną nieczystością kultu demonów”. Cesarz miał nakazać jej usunięcie i wywiezienie jak najdalej od placu budowy. Gdy tylko udało się tego dokonać, odnaleziono „czcigodne i najświętsze świadectwo zbawczego zmartwychwstania”, czyli grotę, w której miał zostać pochowany Jezus. Euzebiusz szczegółowo relacjonuje przebieg budowy bazyliki, która z rozkazu cesarza miała być „piękniejsza od wszystkich kościołów, jakie by tylko były na całym świecie”. Opisuje też wizytę w Palestynie cesarzowej Heleny, matki Konstantyna, i ufundowane przez nią kościoły na Górze Oliwnej i w Betlejem. Słowem nie wspomina jednak o tym, by cesarz bądź jego matka odnaleźli w Jerozolimie relikwię krzyża. Trudno sobie wyobrazić, by ów skrupulatny historyk i biskup leżącej niedaleko Jerozolimy Cezarei Palestyńskiej nie słyszał o wydarzeniu tej miary, gdyby rzeczywiście zaistniało. Czy zatem Cyryl kłamał w liście do Konstancjusza? Nie jest to oczywiste. Zdaniem niektórych historyków Euzebiusz po prostu przemilczał odnalezienie krzyża. Co mogło nim kierować? Z jednej strony teologia. W swoich rozważaniach Euzebiusz skupiał się na olbrzymiej roli, jaką dla chrześcijan miało zmartwychwstanie Chrystusa, a do jego śmierci na krzyżu nie przywiązywał dużej wagi. W relacji o budowie Bazyliki Grobu Świętego. wyraźnie koncentruje się na grocie, w której miał zostać złożony i zmartwychwstać Jezus, a zupełnie pomija Golgotę, która także znajdowała się w obrębie zbudowanego przez Konstantyna kościoła. Nie mniej ważna od teologii mogła być jednak kościelna polityka i ambicje. Euzebiusz jako biskup Cezarei Palestyńskiej na pewno nie był zainteresowany dodawaniem Jerozolimie prestiżu, jakim niewątpliwie było posiadanie relikwii krzyża. Dlaczego? Tak się składa, że biskupi Cezarei i Jerozolimy toczyli zażartą walkę o wpływy oraz władzę. By zrozumieć naturę tego konfliktu, trzeba przypomnieć, że do momentu, w którym Konstantyn zainteresował się Jerozolimą, Cezarea była najważniejszym chrześcijańskim miastem Palestyny. Tutejsi biskupi cieszyli się statusem metropolitów, co oznacza, że biskupi okolicznych miast uznawali ich pierwszeństwo, a także niekwestionowany autorytet. Jako przywódcy silnej gminy chrześcijańskiej w ludnym i bogatym portowym mieście, które na dodatek było stolicą prowincji, mieli do tego wszelkie podstawy. Niemałe znaczenie odgrywała także tamtejsza szkoła teologiczna z ogromną biblioteką. Jej założycielem był sam Orygenes, jeden z najważniejszych teologów i myślicieli chrześcijańskich. Uczniem tej szkoły był także Euzebiusz. W porównaniu z Cezareą Jerozolima nie miała wielu atutów. W początkach IV wieku była niepozorną mieściną, leżącą na uboczu imperium, z dala od głównych szlaków handlowych. Niegdyś kwitnące miasto nigdy nie podniosło się po zniszczeniach dokonanych przez Rzymian, którzy zdobyli je i zburzyli w 70 roku, tłumiąc żydowskie powstanie. W 135 r., po kolejnej rewolcie, cesarz Hadrian, by upewnić się, że Jerozolima już nigdy nie będzie sprawiać problemów, postanowił dosłownie zatrzeć pamięć po buntowniczym mieście. Wygnał z niego wszystkich Żydów (a wśród nich także chrześcijan) i zmienił nazwę na Aelia Capitolina, która przyjęła się i była powszechnie używana aż do VII wieku. Zlecił także prace budowlane, które na trwałe zmieniły topografię miasta. Wśród nich było usypanie wspomnianej już gigantycznej platformy, na której wzniesiono kompleks świątyń: Jowisza, Afrodyty i samego cesarza oraz forum. Na początku IV wieku Aelię zamieszkiwali głównie poganie, przeważnie weterani legionowi, a gmina chrześcijańska była niewielka. Wydawać by się mogło, że w początkach IV w. jedyną przewagą Jerozolimy nad Cezareą mogła być chrześcijańska symbolika. Przecież to w Mieście Dawida umarł, zmartwychwstał i wstąpił do nieba Jezus, by wspomnieć tylko najważniejsze dla chrześcijan wydarzenia opisane w Biblii. Jednak, choć z dzisiejszej perspektywy może się to wydać dziwne – w końcu dzisiejsi chrześcijanie uważają Jerozolimę za święte miasto – do początków IV w. nie budziła ona większego zainteresowania wyznawców Chrystusa. Ba, do Jerozolimy podchodzono raczej z rezerwą – głównie z powodów teologicznych. Popularny pogląd głosił, że miasto odegrało już swoją rolę w bożym planie, a upadkiem i pognębieniem zostało ukarane za zabicie Chrystusa. „Upadło – jak pisał Euzebiusz – by już nigdy nie powstać”. Pierwsi chrześcijanie byli także nieufni wobec koncepcji świętych miejsc, którą uznawali za pogańską. Wreszcie istniał bardzo prozaiczny powód braku zainteresowania Jerozolimą. W niepozornym mieście nie było jakichkolwiek atrakcji, które mogłyby przyciągnąć wyznawców Chrystusa. Wszystko to zmieniło się dzięki cesarzowi Konstantynowi i przedsiębiorczemu biskupowi Jerozolimy Makaremu. To właśnie on podczas soboru w Jerozolimie zachęcił cesarza do poszukiwań grobu Jezusa i przekonał do podniesienia prestiżu miasta. W soborowych dokumentach przywódca niewielkiej jerozolimskiej gminy wymieniany jest wśród najważniejszych hierarchów imperium – po biskupach Rzymu, Antiochii i Aleksandrii. Nagle niepozorna Jerozolima zyskała w konflikcie z potężną Cezareą kilka atutów: zainteresowanie i szacunek cesarza, a co za tym idzie, dostęp do jego przepastnej kasy, z której finansowano budowę Bazyliki Grobu Świetego. Wreszcie samą wspaniałą świątynię i ufundowaną przez Helenę bazylikę Wniebowstąpienia Pańskiego na Górze Oliwnej. Czy, jak twierdzi Cyryl, dzięki zleconym przez Konstantyna pracom jednym z atutów Jerozolimy stała się także relikwia krzyża? Choć, jak wspomniano wyżej, milczenie Euzebiusza w tej sprawie może budzić wątpliwości, to mamy inne dowody, z których wynika, że to bardzo mało prawdopodobne. W 333 r. Palestynę odwiedził anonimowy pielgrzym. Ponieważ najpewniej pochodził z Galii, historycy ochrzcili go Pielgrzymem z Bordeaux. Zawdzięczamy mu niezwykle szczegółową relację z Jerozolimy. Wiele wskazuje na to, że lokalni przewodnicy oprowadzali gościa po mieście, pokazując mu miejsca, które miały mieć związek z wydarzeniami opisanymi w Biblii. I tak Pielgrzym widział wieżę, na której szatan miał kusić Jezusa, skałę, przy której zdradził go Judasz, i kolumnę, przy której uwięzionego Chrystusa biczowali żołnierze. Uwagę zwraca jednak fakt, że choć Pielgrzym odwiedził Bazylikę Grobu Świętego, to ani słowem nie wspomina, by znajdowały się w niej relikwie krzyża. Milczenie Euzebiusza i Pielgrzyma wskazuje, że wbrew temu, co twierdził Cyryl, za czasów Konstantyna Kościół w Jerozolimie nie posiadał jeszcze owych relikwii. Jednak z pisanego w maju 351 r. listu biskupa do cesarza Konstancjusza wynika, że już kilkanaście lat później prawdziwy krzyż był w tym mieście. Jeśli wierzyć Cyrylowi, wieść o tym, że niezwykła relikwia jest w Jerozolimie, szybko rozeszła się po imperium. „Dzięki tym, którzy którzy biorą z [drzewa krzyża – przyp. red.] rozeszło się ono już stąd po niemal całym świecie” – pisze biskup, sugerując, że napływającym do Jerozolimy pielgrzymom rozdawano fragmenty relikwii, by mogli je zabrać w drogę do domu. O tym, jak ogromna była potrzeba posiadania takiej drzazgi, może świadczyć historia przytoczona przez jedną z pątniczek, Egerię. Była świadkiem obchodów Wielkiego Piątku w Jerozolimie około połowy lat 80. IV wieku. Z jej relacji wynika, że rzesze wiernych oddawały hołd drzewu krzyża, całując je. Każdy ze zbliżających się do relikwii był bacznie obserwowany przez pilnujących go diakonów, bo któregoś razu jeden z pielgrzymów próbował odgryźć jej fragment. Jak widać, biskup Cyryl odniósł wielki sukces w promowaniu zarówno miasta, jak i krzyża. Wszystko dzięki umiejętnie budowanej legendzie. Jej częścią jest opowieść o odnalezieniu krzyża przez cesarzową Helenę, matkę Konstantyna, którą po raz pierwszy spisał zapewne pod koniec IV wieku biskup Gelazy w niezachowanej do dziś „Historii Kościoła”, najprawdopodobniej zainspirowany opowieściami Cyryla. Historia ta ma dwie podstawowe wersje. Jedną za Gelazym powtarzają niemal wszyscy starożytni historycy Kościoła opisujący Helenę, dodając przy tym coraz to nowe, sensacyjne szczegóły. Cesarzowa miała natrafić na trzy krzyże, ukryte w grobie Jezusa. Obok znaleziono tabliczkę (titulus) ze słynnym napisem INRI. Natychmiast pojawił się problem, jak odróżnić krzyż, na którym umarł Jezus, od tych, na których wisiało dwóch łotrów. Biskup Makary przeprowadził wówczas praktyczny test. Krzyże po kolei przykładano do ciała chorej kobiety – kiedy po dotknięciu trzeciego z kolei została uzdrowiona, obecni uznali, że musi chodzić o ten właściwy. W drugiej wersji opowieści – zapewne późniejszej – miejsce ukrycia krzyża miał wyjawić Żyd Judasz. Po przybyciu do Jerozolimy Helena wypytywała mieszkańców, gdzie może się znajdować krzyż, ale ci nie chcieli jej nic powiedzieć. Cesarzowa nakazała więc wrzucić Judasza do studni, a ten po jakimś czasie zdecydował się ujawnić cenne miejsce. Następnie nawrócił się i przyjął imię Kyriakis: ten, który należy do Pana. Ta wersja historii była niezwykle popularna w średniowieczu, bowiem powtórzył ją w słynnej „Złotej legendzie” Jakub de Voragine. Dlaczego legenda o Helenie stała się tak popularna, że nawet dziś niektórzy wierzą w jej prawdziwość? Wiele wskazuje na to, że wynikało to z polityki Kościoła i walki o wpływy, a także z chęci zadzierzgnięcia przez Cyryla dobrych relacji z władcami imperium. Tym razem z kobietami z cesarskiego rodu, które w ostatnich dziesięcioleciach IV wieku pielgrzymowały do Palestyny i lubiły się porównywać z pobożną, hojną i potężną Heleną. Chętnie też zapewne oglądały krzyż, który Cyryl usłużnie im pokazywał. Wpływowe pątniczki musiały być przecież zadowolone. Dla dobra Jerozolimy. „Fot. East News, Getty Images ”
Strona główna / Wpisy / Przewodnik prawdziwej pobożności - O. Brunon Vercruysse SI, Rozmyślania na każdy dzień / TRIDUUM SACRUM. WIELKA SOBOTA. Rozmyślanie. Złożenie Pana Jezusa do grobu. 25 PAŹDZIERNIKA A.D. 2023: ŚŚ. Chryzanta i Darii, Męczenników.
Zmartwychwstanie należy do innego porządku niż życie ziemskie Jezusa. Było również czymś innym niż jego cuda, o których poprzednio mówiliśmy (aczkolwiek ma sens omawiać je obok siebie, jak w mojej książce Cuda Jezusa, do której się tu ponownie odwołuję). Z Ewangelii należy wnioskować, że poprzez zmartwychwstanie Jezus nie powrócił do zwykłego życia ziemskiego, lecz przeszedł do nowego, wyższego sposobu życia w Bogu. Nie ma zatem opisów zmartwychwstania porównywalnych z opisami cudownych uzdrowień. Ewangelie zachowały natomiast świadectwa, że po śmierci na krzyżu Jezus żył nadal i można go było spotkać. Od strony miejsca w życiu Jezusa należałoby jego zmartwychwstanie przedstawiać nie tyle w związku z cudami na ziemi, nawet wskrzeszeniami, lecz razem ze śmiercią i z Ostatnią Wieczerzą. Są one łącznie objawieniem Jezusa i jego misji wobec ludzi. Z wydarzeń życia ziemskiego do zmartwychwstania odnoszą się jeszcze przekazane przez Ewangelie zapowiedzi męki i powstania z martwych oraz Przemienienie. Baranek z portalu luterańskiego Kościoła Odkupiciela w Jerozolimie, fot. Maciej Górnicki OPOKA Świadectwa Nowego Testamentu na temat powstania Jezusa z martwych można podzielić na trzy grupy. Pierwsza to relacje o znalezieniu pustego grobu, wzmocnione przez okoliczność, że był on zamknięty i strzeżony. Ciało Jezusa znikło i tylko powstanie z martwych mogło to wyjaśnić. Druga grupa to sprawozdania ze spotkań z Chrystusem zmartwychwstałym, z jego zjawień się, czyli „chrystofanii”. Przedstawiają one zdarzenia cudowne, naturalnie niewytłumaczalne. Trzecia grupa świadectw, pochodząca spoza czterech Ewangelii, to zapisane w Nowym Testamencie wyznania wiary pierwszych chrześcijan, których kluczowym punktem jest powstanie Chrystusa z martwych. Wynika z nich, że zmartwychwstanie było koniecznym i centralnym punktem wyznania wiary pierwszych chrześcijan i głoszonej przez nich Dobrej Nowiny. Ich waga leży również w tym, że zapewne zostały utrwalone na piśmie wcześniej niż relacje o znalezieniu pustego grobu i spotkaniach z Jezusem. Wszystkie te trzy grupy stanowią przesłankę dla przekonania, że Jezus naprawdę zmartwychwstał. Jest to po pierwsze jedyne wyjaśnienie zniknięcia ciała, po którym zostały tylko płótna grobowe. Następnie, wielu wiarygodnych świadków widziało Jezusa żywego po ukrzyżowaniu i pogrzebie. Kilka zjawień miało wielu świadków, co wyklucza halucynacje. Świadkowie są wymieniani, otrzymali też oni polecenie, by apostołowali. Z relacji tych wynika, że wydarzenia te pamiętane były we wczesnym Kościele w kraju Izraela. Wreszcie powstanie i rozwój pierwotnego Kościoła trudno by wyjaśnić bez takiego punktu wyjścia. Liczbę zjawień się zmartwychwstałego Jezusa trudno określić, gdyż nie zawsze wiemy, kiedy różne Ewangelie mówią o tych samych zdarzeniach. W każdym razie było tych zdarzeń około dziesięciu. Nie wszystkie musiały zostać opisane. Oprócz relacji z Ewangelii mamy też listę zjawień się Jezusa, zacytowaną przez św. Pawła w 1 Kor 15, 3-8. Informuje ona o ukazaniu się specjalnie Piotrowi i Jakubowi, a w końcu Pawłowi. Ewangelie o tym nie donoszą. Wymieńmy teraz dokładniej odpowiednie relacje ewangeliczne, najpierw te o pustym grobie, a następnie te o chrystofaniach. Odpowiada to kolejności z Ewangelii. Najpierw opisują one zjawienia się w Jerozolimie, a potem w Galilei. Stosując taką kolejność zaznaczmy jednak, że zjawienia się w Galilei są opisane tak, jakby były zaskoczeniem. To może wskazywać, że Jezus najpierw był widziany w Galilei, ale zjawienia się w Jerozolimie zostały przez ewangelistów przytoczone najpierw z powodu logiki geograficznej i teologicznej. Wniebowstąpienie koło Jerozolimy również sugeruje, że spotkania jerozolimskie miały miejsce później. Grób Jezusa, zamknięty i pod strażą, na trzeci dzień znaleziono pusty. Ewangelia św. Mateusza podaje, że strażnicy grobu przerazili się na widok anioła i uciekli, ale potem na polecenie kapłanów twierdzili, iż uczniowie ukradli ciało Jezusa (Mt 27, 62-66; 28, 4. 11-15). Te szczegóły bywają uważane za legendarne. Po szabacie, w niedzielę wczesnym rankiem, do grobu przybyły z pachnidłami trzy kobiety z otoczenia Jezusa (Mk 16, 1-8 i par.). W grobowcu spotkały anioła (aniołów) i usłyszały o powstaniu Jezusa z martwych. Z początku w zmieszaniu nie powtórzyły tego uczniom Jezusa, a gdy się zdecydowały, ci to zlekceważyli. Piotr z „uczniem umiłowanym” pobiegli jednak do grobowca i znaleźli tylko płótna pogrzebowe. Potem, jeszcze przy grobie, zobaczyła Jezusa żywego Maria z Magdali (J 20, 11-18). Oznajmił jej, że wstąpi do swego Ojca, Boga — powstanie z martwych jawi się jako przejście do życia w niebie, a nie powrót na ziemię. Według Mt 28, 9-10 Jezusa zobaczyły zaraz potem i inne kobiety. Przedstawienie kobiet jako pierwszych świadków zmartwychwstania musi odbijać autentyczne wspomnienia, gdyż świadectwo kobiet lekceważono i ewangeliści nie mieli powodu, by je eksponować. Potem nastąpiła seria spotkań Jezusa z uczniami. Ukazał się przynajmniej dwukrotnie uczniom zebranym razem i rozmawiał z nimi. Przy pierwszym spotkaniu razem i rozmawiał z nimi. Przy pierwszym spotkaniu upewnił ich, że nie jest duchem, lecz ma ciało (Łk 24, 36-43). Równolegle lub przedtem spotkał dwóch uczniów podążających z Jerozolimy do Emaus, rozmawiał z nimi i nierozpoznany siadł z nimi do stołu, a następnie zniknął (Łk 24, 13-35). Przy posiłku zganił jedenastu apostołów za niedowierzanie co do zmartwychwstania i nakazał im głosić Dobrą Nowinę (Mk 16, 14-18). Przez gest tchnienia udzielił im Ducha Świętego i nadał im władzę odpuszczania grzechów (J 20, 19-23). Przy ponownym zjawieniu się apostołom tydzień później zganił nieobecnego poprzednio Tomasza za niedowiarstwo (J 20, 24-29). Szymon Czechowicz, Zmartwychwstanie - Wikimedia Commons W Galilei Jezus spotkał grupę uczniów przy łowieniu ryb nad jeziorem Genezaret. Są to właściwie dwie relacje, o cudownym połowie ryb i rozpoznaniu Jezusa, oraz o rozmowie z Piotrem, któremu Jezus powierzył pasienie swoich owiec (J 21). W Galilei na górze ukazał się apostołom, zlecając im misję do wszystkich narodów (Mt 28, 16-20). W Ewangelii św. Mateusza jest to spotkanie końcowe, natomiast św. Łukasz opisuje odejście do nieba koło Jerozolimy, czterdzieści dni po zmartwychwstaniu. Wniebowstąpienie jest ostatnią chrystofanią. Towarzyszyły mu końcowe nauki dla uczniów (Łk 24, 44-53; Dz 1, 4-12). Z zachowanych rękopisów Ewangelii według św. Marka wynika, że pierwotnie nie obejmowała ona ustępu końcowego, Mk 16, 9-20. Zawiera on listę zjawień się Jezusa po zmartwychwstaniu. Ich charakterystyka pasuje po części do dłuższych opisów znanych z innych Ewangelii, ale nie jest z nich zapożyczona. Uważa się, że był to dawny, niezależny wykaz spotkań z Chrystusem zmartwychwstałym, potem dołączony do tej Ewangelii. Z powyższych świadectw wyłaniają się zaskakujące fakty. Było powszechnie wiadome, że Jezus został ukrzyżowany z wyroku prefekta rzymskiego na skutek oskarżenia ze strony przywódców żydowskich. Umarł na widoku publicznym straszną śmiercią. Martwe ciało zdjęto z krzyża i pochowano. Było to zapewne w piątek 7 kwietnia 30 roku. Na trzeci dzień rano, w niedzielę, czyli po szabacie i święcie Paschy Jezusa już nie znaleziono w grobie. Najpierw odkryły to kobiety z otoczenia Jezusa, a potem potwierdzili to jego uczniowie, którzy obejrzeli pusty grób. Następnie nastąpiła seria zjawień się Jezusa wobec rozmaitych świadków. Co się zatem stało? Jak już to było zaznaczone, samo zmartwychwstanie w ogóle nie mogło być opisane i Nowy Testament tego nie czyni. Po pierwsze, nie miało świadków. Po drugie, nie należy do tego świata, gdyż polega na przejściu od śmierci do życia w Bogu, w ciele przemienionym. Relacje ewangeliczne dotyczą uchwytnych dla zmysłów konsekwencji powstania Jezusa z martwych. Ale i te one pod pewnymi względami sprawiają trudność, gdyż świadkom trudno było przedstawić to, co widzieli. Z jednej strony zmartwychwstały Jezus zjawiał się w sposób realny i fizyczny, jadł i mógł powiedzieć uczniom: Obmacajcie Mnie i zobaczcie, bo duch mięsa i kości nie ma, a Ja mam, jak widzicie (Łk 24, 39; przekłady tego zdania są zwykle nie dość wyraziste); zaznaczmy, że według starożytnej tradycji żydowskiej anioły i zjawy nie jedzą. Kobiety mogły chwycić Jego stopy (Mt 28, 9). Apostoł Tomasz mógłby dotknąć ran: Unieś palec [ku śladom gwoździ] i zobacz moje ręce; unieś rękę i włóż w mój bok (J 20, 27). Jak za życia ziemskiego, Jezus przebywał z uczniami, nauczał ich, łamał chleb i dawał ostatnie polecenia. Taki sposób obecności przewyższa pojawienie się w wizji. Z drugiej strony, spotykający Jezusa doświadczali jego inności. Z początku nie poznawali go, a po rozpoznaniu czuli lęk. Także pusty grób wzbudził w pierwszej chwili strach i nieufność. Jezus mógł nagle się zjawić i zniknąć mimo ścian i zamkniętych drzwi. W każdym jednak opisie chrystofanii przychodzi decydujący moment, w którym można wypowiedzieć słowa: To jest Pan (J 21, 7): dostrzec, że Inny jest Tym Samym i rzeczywiście obecnym. Nie był to bowiem zwykły powrót do życia takiego jak przedtem, w czasie którego występował publicznie i każdy przypadkowy widz mógł się z jego osobą i nauczaniem łatwo zapoznać. Natomiast zmartwychwstałego spotkali tylko wybrani — nie przyszedł do świątyni, nie ukazał się Kajfaszowi czy Piłatowi (uznali by go zapewne za zjawę wywołaną przez złego ducha albo za halucynację). Skoro świadkowie różnie Jezusa w tej nowej postaci widzieli i odbierali, w każdej Ewangelii świadectwa o spotkaniu z Jezusem zmartwychwstałym przybierają inny kształt. Bardziej różnią się między sobą niż relacje o naukach i czynach za życia ziemskiego. Trudno je porównać i uszeregować. Twierdzi się czasem z tych powodów, że zmartwychwstanie nie było „faktem historycznym”, w tym znaczeniu co fakty historyczne z ziemskiego życia Jezusa. Do historii należą jedynie odblaski i następstwa zmartwychwstania. Te jednak potwierdzają, że zaszło ono rzeczywiście i w tym sensie jest historyczne. Powyższy sposób mówienia jest mylący, gdyż potocznie historyczne znaczy tyle, co rzeczywiste. Istotnie jednak fakt zmartwychwstania nie jest porównywalny z innymi faktami z historii ludzkiej. Nawet nazwę dla tego wydarzenia trzeba było dopiero utworzyć. Sądzić można, że ewangeliści świadomi byli niewystarczalności pisania o zmartwychwstaniu językiem doświadczenia codziennego a nawet dotychczasowej teologii. Termin „powstanie z martwych” (gr. anastasis ex nekron) wprawdzie już istniał, ale dotyczył nadziei na powrót do życia fizycznego, jakby reanimację zmarłych w dniu ostatecznym. „Wskrzeszenie” (po grecku formy od egeiro) oznaczało zbudzenie i podniesienie. Zmartwychwstałego Jezusa opisywano językiem zaczerpniętym ze Starego Testamentu. Nawiązywano do relacji o objawieniu się Bożej chwały. Zajęcie miejsca po prawicy Ojca to refleks języka, jakim Biblia mówiła o królowaniu Mesjasza. Pojawianie się Jezusa prezentowano też po części w języku opisów wizji (charakterystyczny termin „ukazał się”, gr. ofthe). Żaden z tych sposobów mówienia nie jest jednak w pełni zadowalający. Wyjaśnienia może wymagać jeszcze to, że część wypowiedzi Nowego Testamentu o zmartwychwstaniu Jezusa zakłada, że został wskrzeszony przez Boga, a część, że powstał własną mocą. Przypuszczalnie nie wynika to z rozwoju doktryny, w toku którego lepiej zrozumiano moc Jezusa. Pierwszy sposób brał pod uwagę percepcję żydowską i założenie, że wszystko w świecie trzeba przypisać Bogu. Drugi akcentował moc Jezusa, większą niż jakichkolwiek bogów i bohaterów świata ówczesnego, ale przede wszystkim jego uznaną przez chrześcijan boskość. Kształt świadectw o zmartwychwstaniu trzeba pojąć jako wynik stopniowego oswajania się z tym nowym, nieoczekiwanym i niepojętym zdarzeniem. Wymagało ono dobrania języka, którym można by o nim mówić. (W podobny sposób szukano w fizyce języka i wzorów dla zjawisk nowo odkrytych, na przykład kwantowych). Po zmartwychwstaniu uczniowie już czuli instynktownie, kim on jest. Nie od razu jednak tę wiarę i wiedzę dokładniej wypowiedziano. Żeby to zrozumieć, trzeba wyobrazić sobie rozwój świadectw o Jezusie zmartwychwstałym: od spotkania z niepojętym faktem po jego opisanie, od źródła do ujścia, od przyczyny do skutku. Ten wyjściowy fakt był naoczny i oczywisty, ale też sprzeczny z oczekiwaniami ludzkimi i z całym porządkiem świata. Zrodziło to problem psychologiczno-poznawczy u uczniów. Przecież po śmierci Jezusa ze strachu się ukryli, a gdy się dowiedzieli od kobiet, o pustym grobie i wizji, zlekceważyli tę wiadomość jako brednię (Łk 24, 11). Przede wszystkim jednak wydarzenie całkowicie nowego rodzaju nie mogło zostać należycie opisane dotychczasowym językiem ani też umieszczone w ramach dotychczasowych układów pojęć. Te trudności z przedstawieniem wrażeń i przeżyć wynikłych ze zmartwychwstania świadczą o ich autentyczności. Gdyby chrystofanie były zmyśleniem lub złudzeniem, opisy pozostałyby w ramach znanych uczniom Jezusa wyobrażeń religijnych i pojęć. Tymczasem zobaczyli oni coś całkiem niezwykłego, czego się nie spodziewali i czego nie potrafili do końca przedstawić. Część ludzi wątpi, czy racjonalne dowodzenie faktu zmartwychwstania jest możliwe i potrzebne. Nie mam tu na myśli niewierzących, którzy z założenia wykluczają możliwość zmartwychwstania. Niektórzy chrześcijanie przyjmują wiarę w Chrystusa, ale pojmują ją wewnętrznie i uczuciowo jako łaskę i warunek osobowej przemiany. Przyjmują Nowy Testament jako świadectwo o duchowym spotkaniu z Jezusem, ale mało interesują się uzasadnieniem podstaw wiary, traktując ją przeżyciowo. To podejście oddziela wiarę od rozumnego przekonania, sądząc, iż egzystencjalna wiara może się obyć bez historii i bez argumentacji. Jednakże uzasadniać fakt zmartwychwstania trzeba. Z drugiej jednak strony przy dowodzeniu wiarygodności wiary chrześcijańskiej na podstawie zmartwychwstania Jezusa separuje się fakt od wiary. Rozdziela się na dwa etapy jedno zjawisko. Uznanie świadectw o fakcie zmartwychwstania łączy się z wiarą w Chrystusa, a nie stanowi wstępu do niej. Fragment pochodzi z książki: Michał Wojciechowski Czym są Ewangelie? ISBN: 978-83-7720-280-7 wyd.: Wydawnictwo PETRUS 2015 Inny problem polega na tym, że w dowodzeniu bierze się za punkt wyjścia teksty Nowego Testamentu, czyli świadectwa jego autorów i w ogóle pierwszych chrześcijan. Od nich posuwamy się jakby pod prąd, by dotrzeć do Jezusa i zbadać wiadomości na temat zmartwychwstania. Wydaje się to naturalne, ale taki schemat, odpowiadając naszemu punktowi widzenia, spojrzeniu historyka, który po dwóch tysiącleciach stara się dojść jak najbliżej Jezusa, nie jest zgodny z porządkiem myślenia pierwszych chrześcijan i ewangelistów. Nie docierali oni do Jezusa, idąc mozolnie pod prąd czasu, lecz przeciwnie, najpierw doświadczyli spotkania z nim, a potem formułowali i rozwijali świadectwo o Nim. Nie potrzebowali udowadniać, ale czuli potrzebę przekazania wiadomości dalej i objaśnienia. Zmartwychwstanie Jezusa trzeba pojąć jako fakt, a tym samym jako naczelny argument na rzecz wiary chrześcijańskiej. Już św. Paweł napisał: Jeśli Chrystus nie zmartwychwstał, daremne jest nasze nauczanie, próżna jest także wasza wiara (1 Kor 15, 14). W związku z tym dla potwierdzenia wiarygodności chrześcijaństwa potrzebne jest stwierdzenie, że Jezus powrócił do życia. Dowodzą tego dane z Ewangelii. Zmartwychwstanie Jezusa jest wreszcie zapowiedzią i gwarancją naszego zmartwychwstania. Wydarzenie to jest podstawą wiary, treścią wiary i apelem o wiarę. Wieść o zmartwychwstaniu Jezusa Chrystusa domaga się przyjęcia i odpowiedzi. opr. ab/ab
Jego historia jest bogata. Co najmniej do 66 r. jerozolimska gmina chrześcijańska organizowała wspólne modlitwy przy grobie, naśladując w ten sposób żydowski zwyczaj modlenia się przy grobach świętych. W roku 70 zburzono Jerozolimę, a wraz z nią zasypano grób Jezusa. Dopiero Cesarz Konstantyn i jego matka św.
Zmartwychwstanie nie jest jedną z wielu teologicznych prawd wiary chrześcijańskiej, lecz jest bezapelacyjną podstawą, wokół której rodził się i rozwijał pierwotny Kościół: „A jeżeli Chrystus nie zmartwychwstał, daremna jest wasza wiara” – uczy św. Paweł w Pierwszym Liście do Koryntian (15,17). Czy jednak można dowieść historyczności zmartwychwstania, czy może chodzi o jedną z prawd wiary, jakie nauka może badać? Wielu krytyków utrzymuje, że wiara w Zmartwychwstałego i Jego przebóstwienie były późniejszym opracowaniem teologicznym, dokonanym przez św. Pawła i wspólnoty z kręgów bliskich kulturze greckiej. Te przekonania mogły mieć wpływ na Sobór Nicejski, który zatwierdził je jako dogmaty dopiero po roku 325. Lecz analiza taka przeczy informacjom z Nowego Testamentu. Na przykład w Liście do Filipian św. Paweł przytacza hymn liturgiczny, w którym się deklaruje, iż „Jezus Chrystus jest Panem” (2,11) – a „Pan” to tytuł wyraźnie boski – i że „istniejąc w postaci Bożej nie skorzystał ze sposobności, aby na równi być z Bogiem” (2,6). List do Filipian został napisany około roku 50, tym niemniej cytowany w rozdziale 2 hymn nie został ułożony przez św. Pawła; znano go i używano w liturgii najstarszych wspólnot chrześcijańskich, zatem jest on jeszcze starszy. Skoro dziesięć czy piętnaście lat po śmierci uznawano Jezusa za równego Bogu, to Jego przebóstwienie nie mogło być ani dziełem soborów z IV wieku, ani helleńskich odłamów wspólnot chrześcijańskich języka greckiego, lecz był to pewnik już utwierdzony wśród pierwszych uczniów o rodowodzie żydowskim. Jeżeli chodzi o sprawę zmartwychwstania, to jest ono obecne w czterech Ewangeliach i w innych pismach Nowego Testamentu, datowanych jednakże na I wiek. Najstarsza tradycja chrześcijańska Ale jak to możliwe, że grupa pobożnych Żydów doszła do ubóstwienia człowieka, naruszając tak bardzo rygorystyczny monoteizm swojej religii? Co znalazło się u podstaw najstarszej tradycji chrześcijańskiej, która twierdzi, że Jezus zmartwychwstał? Co to znaczy, że wiele osób widywało Go po śmierci? Czyżby to były wymysły czysto literackie? A może zjawisko zbiorowych halucynacji? Ukrzyżowanie było szokiem, istną katastrofą dla uczniów Jezusa, którzy porzucili wszytko i poszli za Nim, a także dla rzesz, które widziały w Nim przywódcę ewentualnej antyrzymskiej rewolucji. Widok Jezusa straconego jak najgorszy zbrodniarz musiał być traumą, przekreślającą wszelkie nadzieje: „Myśmy się spodziewali, że On właśnie miał wyzwolić Izraela” – mówią dwaj rozczarowani wędrowcy w drodze do Emaus (Łk 24,21). Mimo to zaraz po tej tragedii uczniowie Jezusa organizują się pod przewodnictwem św. Piotra (ucznia, który się Go zaparł i opuścił), spotykając się w Jerozolimie i głosząc niezwykłe rzeczy. Co dało im tę silę, żeby zaczynać wszystko od nowa? Nikt nigdy nie wyobrażał sobie, że z ukrzyżowania może powstać nowa religia. A przecież śmierć na krzyżu nie jest ostatnim słowem: św. Piotr i towarzysze nie ograniczają się do opłakiwania swego Mistrza, aby zachować żywe i nostalgiczne o Nim wspomnienie, lecz głoszą Go żywego i działającego wśród nich. Jest to jedyny taki fakt w historii, zwłaszcza w okresie, w którym roiło się od przywódców religijnych i politycznych, którzy starali się interpretować, każdy na swój sposób, mesjańskie oczekiwania w Izraelu. Spośród tych wszystkich osób, które ożywiały Palestynę nadzieją w I i II wieku, tylko Jezus Nazarejczyk zapoczątkował żywotną i ekspansywną społeczność, niezmordowanie realizującą swój ewangelizacyjny program. Dlaczego tylko Jemu się to udało? Hipoteza, że kilkunastu wylęknionych i prymitywnych uczniów wymyśliło swoisty spektakl i opracowało wyrafinowaną teologię, sprzeczną z absolutnym monoteizmem wiary, z której się oni wywodzili, jest nie do obrony. Co zatem tak naprawdę się wydarzyło? Jak wytłumaczyć zwrot sytuacji po zmartwychwstaniu? Żaden poważny historyk nie może obiektywnie potwierdzić ani zaprzeczyć, że Jezus naprawdę zmartwychwstał. Mimo to odpowiedź na postawione kwestie nie zwalnia z obowiązku dociekań historyczno‑krytycznych. Innymi słowy, nie chodzi o odsłonięcie tajemnicy Zmartwychwstałego, które pozostaje w granicach wiary, lecz o zrozumienie, w jaki sposób pierwszym chrześcijanom udało się odwrócić na swoją korzyść dramatyczną i kłopotliwą wymowę tragizmu krzyża i to tak dalece, żeby stworzyć tak bardzo żywotny ruch religijny. Samo życie, uczynki i nauczanie Jezusa to jeszcze za mało, żeby wyjaśnić powstanie wspólnoty tak entuzjastycznej, która tak szybko zdołała zdobyć aż taką liczbę prozelitów w Izraelu i w całym środowisku grecko‑rzymskim. Coś konkretnego musiało się wydarzyć po ukrzyżowaniu; coś, co radykalnie zmieniło punkt postrzegania przez uczniów całej życiowej drogi Nazarejczyka. Ale co dokładnie? Wróćmy do badania Ewangelii. Według różnych opowiadań rankiem po szabacie grupka kobiet przybyła do grobu Jezusa z pachnącymi olejkami, aby uzupełnić zwyczaje grzebalne, które trzeba było przedtem odłożyć z uwagi na spoczynek szabatu. Ale ich zamiarom przeszkodził zaskakujący i nieprawdopodobny obrót spraw, ponieważ ciało Jezusa zniknęło, grób zaś był pusty. Opustoszały grób jako taki nie jest jeszcze dowodem zmartwychwstania, jednak stanowi ku temu niezbędną przesłankę. Myśl o bezcielesnym zmartwychwstaniu, może jeszcze jakoś do przyjęcia w mentalności greckiej, dla Żydów przerastała wszelką wyobraźnię. Gdyby Jezus realnie zmartwychwstał, coś takiego musiałoby obejmować również Jego cielesność. Czy ciało Jezusa ktoś wykradł? Czy jednak da się racjonalnie wytłumaczyć, co u grobu zastały kobiety? Najpierw narzuca się myśl, że ciało Pańskie wykradziono albo ulokowano w innym grobowcu. Jest i taka możliwość, że Jezus tak naprawdę wcale nie umarł, lecz po krótkim odpoczynku przyszedł do siebie, aby następnie o własnych siłach opuścić grób. Jak widzieliśmy, wątek pozornej śmierci podtrzymują muzułmanie z islamskiej sekty Ahmadijja, ale też paru współczesnych uczonych, jak np. racjonalistyczny teolog Heinrich Paulus, twardo tkwiący przy przekonaniu, że Jezus nie umarł, a tylko zemdlał. Jednak i tę wersję należy odrzucić, ponieważ – jak już wielokrotnie powtarzaliśmy – śmierć Pańska na krzyżu jest jednym z niepodważalnych historycznych pewników, potwierdzonych również przez źródła niechrześcijańskie. Ponadto jest czymś naprawdę nie do pomyślenia, żeby Rzymianie nie upewnili się na sto procent o śmierci skazańca, zanim wydali jego ciało żałobnikom. Większość nieprzyjaciół chrześcijaństwa w każdym czasie podtrzymywała natomiast hipotezę pierwszą: ciało Jezusa zostało wykradzione przez Jego uczniów właśnie po to, aby mieć niezbity argument przy głoszeniu wiary, że zmartwychwstał. Był to zarzut sfabrykowany przez elity kapłańskie w I wieku, a tę samą „czarną legendę” przejmują od nich teraz współcześni racjonaliści. Na przykład słynny filozof doby oświecenia, Reimarus, utrzymywał, że wobec załamania się wszelkich nadziei po ukrzyżowaniu Mistrza Jego uczniowie woleli urządzić tę inscenizację niż wrócić do swych prostych zawodów i do anonimowości w ówczesnym życiu. Pogłoska o wykradzeniu zwłok występuje zresztą już w Ewangelii Mateuszowej oraz w apokryfie Piotra, które starają się odrzucić tę wersję utrzymując, że rzymscy żołnierze dniem i nocą strzegli grobu. Jednak, zdaniem krytyków, owo nieskuteczne pilnowanie byłoby dowodem dla nich obciążającym. Innymi słowy, pierwsi chrześcijanie, wymyślając historię zbrojnej straży u grobu wykazaliby, że po prostu „konfabulują”. A jeśliby nawet oddział strażników rzeczywiście był tam obecny, to oni mimo wszystko i tak mogliby go przechytrzyć, wykorzystując czy to nieuwagę, czy też sen morzący straż. Krótko mówiąc, jakkolwiek by było naprawdę, to, co mówią Ewangelie, mija się z propagandą na temat kradzieży ciała Jezusowego. Tablica z kolekcji Froehnera – decydująca poszlaka? Ciekawostkę dotyczącą tego sporu stanowi osobliwe odkrycie archeologiczne. W roku 1878 w prywatnej kolekcji opracowywanej przez niemieckiego uczonego Wilhelma Froehnera, pojawiła się marmurowa tablica o wymiarach 60 na 37 cm, z kilkoma wyrytymi słowami po łacinie. Znalezisko pozostawało nieznane szerokim kręgom do czasu, kiedy belgijski historyk i archeolog Franz Cumont nie odczytał inskrypcji, która brzmiała tak: „Absolutnie nie wolno nikomu pozwalać, aby przenosił tych, którzy zostali pogrzebani, gdyby to jednak ktoś uczynił, rozkazuję, by winny poniósł karę śmierci oskarżony jako profanator grobów”. Chodzi tu o cesarski dekret, nakazujący taką sankcję dla „hien cmentarnych”, tzn. tych, którzy profanowali groby, okradając je z kosztowności. Skoro wielu uczonych datowało tę tablicę na I wiek, a osobliwością jest to, że znaleziono ją nie gdzie indziej, tylko w Nazarecie, uznano powyższy dekret za reakcję władz rzymskich na spory o zagadkowym zniknięciu ciała Jezusa. Inaczej mówiąc, ten kawałek marmuru miałby być dowodem, że głoszenie Jego zmartwychwstania wywołało niejaki zamęt nie tylko w Jerozolimie, ale nawet w stolicy cesarstwa. Może Piłat przesłał cesarzowi raport z przebiegu całej afery z pustym grobem? Trzeba jednak wykazać rezerwę, gdy idzie o wnioski. W pierwszej chwili uznano, że tablica ze zbiorów Froehnera jest dziewiętnastowiecznym falsyfikatem. Później badanie łacińskiego pisma wykazało, że chodzi o przedmiot bardzo stary, chociaż trudno ustalić bez błędu zarówno obszar jego pochodzenia (tylko wzmianka o Nazarecie jest krótką adnotacją kolekcjonera), jak i dokładne datowanie. Eksponat mógłby pochodzić sprzed śmierci Jezusa albo z okresu późniejszego; według niektórych mógł się ukazać za rządów Nerona. Ale gdyby nawet rozporządzenie takie ogłoszono za Tyberiusza jako bezpośrednią reakcję na chrześcijański fenomen, nie stanowiłoby ono ani dowodu na zmartwychwstanie, ani też na jego wykluczenie. Byłby tylko przypieczętowaniem plotek o możliwym wykradzeniu zwłok Jezusa. Ostatecznie hipoteza kradzieży pozostaje w obiegu. Możliwość wielkiego matactwa Gdyby jednak to tłumaczenie było prawdą, chrześcijaństwo musiałoby być wynikiem wielkiego oszustwa, które potrafiło otumanić miliony, a nawet miliardy mężczyzn i kobiet w ciągu dwóch tysięcy lat. W tym przypadku należy się zastanowić, kto mógł zaplanować największy fałsz w historii; jak to uczynił, aby nie być wykrytym, a zwłaszcza jak mógł przekonać dziesiątki, jeśli nie setki ludzi, by zachowali tajemnicę. Święty Paweł bowiem opowiada o ukazaniu się Zmartwychwstałego pięciu tysiącom braci, z których wielu jeszcze żyło w czasie, kiedy on to pisał, i mogło zaprzeczyć ewentualnym mistyfikacjom. A nawet godząc się na możliwość wielkiego matactwa: naprawdę trudno zrozumieć, czemu sami jego reżyserzy woleli ponieść śmierć męczeńską niż wyprzeć się swojej wiary w Zmartwychwstałego. Z jaką odwagą może człowiek dojść do oddania życia na świadectwo kłamstwu, które sam wymyślił? Podsumowując: historia o kradzieży zwłok Pana, o ile jest wyjaśnieniem prawdopodobnym, to jednak nie wyjaśnia genezy chrześcijaństwa ani też nie wystarcza na usprawiedliwienie entuzjazmu i skuteczności ewangelizacyjnej pierwszych chrześcijan. Ewangeliczna powściągliwość Dalsza racjonalna interpretacja faktu zmartwychwstania mogłaby być interpretacją typu czysto duchowego. W tym ujęciu skierowane do kobiet anielskie: „Zmartwychwstał!” należałoby rozumieć nie tyle dosłownie, ile w szerszym, metaforycznym znaczeniu: człowiek‑Jezus, prorok potężny w czynach i słowach, powiedział i uczynił tak wielkie rzeczy, że nikt nigdy nie będzie mógł o Nim zapomnieć. Kto w Niego wierzy, zawsze będzie Go mieć obok siebie. Ten pogląd zakłada, że wszystkie ukazania się Zmartwychwstałego przytoczone przez Nowy Testament nie mają żadnych podstaw historycznych, a są tylko rezultatem teologicznego odbioru życia Jezusa, przedstawionego jako mit. Ale opisy objawień, jak to zaraz zobaczymy, nie wydają się wynikiem mistycznych wizji czy filozoficznych spekulacji. Co więcej, w sposób niedwuznaczny starają się podkreślić cielesność spotkania z Chrystusem. Do tego Ewangelie, również w odniesieniu do zmartwychwstania, zachowują styl powściągliwy, jakże odmienny od stylu opowiadań mitologii grecko‑rzymskiej, i to do tego stopnia, że niektórzy ukuli nawet nazwę „ewangeliczna obojętność”: czytając jednak te teksty nie wydaje się, abyśmy obserwowali obłęd grupy opętanych. Przeciwnie, opowiadaniom o objawieniach nie towarzyszą entuzjastyczne komentarze, bo są one podane w formie kroniki, nie zaś legendy. Zmartwychwstanie a tradycja żydowska – „Objawienie Gabriela” Można się zatem zastanowić, czy myśl o Mesjaszu, który miał powstać z martwych po trzech dniach, była wcześniej obecna w tradycji żydowskiej. Z pewnych źródeł rabinicznych z VIII wieku wiemy, iż rzeczywiście jest tam mowa o zwyczaju sprawdzania zgonu zmarłych poprzez kontrolę w grobie właśnie trzy dni po ich śmierci. Wspomina się bowiem o przypadku dwóch osób, które później ożyły, wracając do normalnego życia (por. traktat Semahot 8,1). Ale jak już wspomnieliśmy, zmartwychwstanie Jezusa wydaje się nie mieć nic wspólnego z wybudzeniem z letargu. O wiele ciekawsze porównanie z Ewangeliami pochodzi natomiast z odnalezionej w Syrii w roku 2007 steli, datowanej na I wiek przed Chrystusem. Na owej płycie wyrytych jest 87 linijek pisma hebrajskiego, którego tekst specjaliści nazwali „objawieniem Gabriela”. Inskrypcja mówi o anonimowym przywódcy, który może wyzwolić naród żydowski, oraz o proroctwie skierowanym przez tegoż archanioła do tej tajemniczej osoby: „po trzech dniach będziesz żył!”. Zdaniem profesora Israela Knohla z Uniwersytetu Hebrajskiego w Jerozolimie, adresatem tego przekazu mógł być niejaki Szymon, przywódca niepodległościowy, który miał wielu zwolenników (mówi o nim również Józef Flawiusz) i który zginął z rąk Rzymian w roku 4 przed Chrystusem. „Objawienie Gabriela” jest ważną poszlaką, naprowadzającą na wniosek, że w środowisku żydowskim współczesnym Jezusowi mogło istnieć przekonanie o przywódcy mesjańskim, który ma zmartwychwstać po trzech dniach od śmierci. Dlatego proroctwa Jezusa zapowiadające Jego śmierć, a po niej powstanie z martwych niekoniecznie byłyby wymysłem pierwszych chrześcijan, ale mogły być naprawdę przez Niego sformułowane w oparciu o wierzenia tamtych czasów. Mimo to sposób, w jaki pierwsi wyznawcy chrześcijaństwa rozumieli, co to znaczy zmartwychwstać, jest najzupełniej oryginalne w stosunku do innych nurtów judaizmu. Wszystkie religijne grupy żydowskie – wyjąwszy saduceuszów – wierzyły w zmartwychwstanie ciał, ale w perspektywie apokaliptycznej, związanej z sądem ostatecznym. Natomiast uczniowie Jezusa twierdzili, że On żyje i jest obecny pośród nich, że zmartwychwstanie jest rzeczywistością konkretną, nie zaś zwyczajnym oczekiwaniem na nieokreślone jutro. Na dodatek zmartwychwstanie Pana nie było głoszone jako odwet wobec Jego przeciwników, bo w innym przypadku Ewangelie opowiadałyby o Jego objawianiu się arcykapłanom i rzymskim żołnierzom (co rzeczywiście czynią niektóre z apokryfów). Jezus natomiast wolał ukazywać się tylko tym, którzy Mu zawsze towarzyszyli. Fenomen zmartwychwstania po raz pierwszy zostaje objawiony kobietom, a to jest co najmniej kłopotliwym wyborem narracyjnym ewangelistów. W owych czasach kobiety były wszak wykluczone z życia publicznego i nawet nie miały prawa stawać w sądach. Krótko mówiąc, ich świadectwo nie byłoby miarodajne. Pierwszą z grupy kobiet, która mogła ujrzeć Zmartwychwstałego, jest Maria Magdalena, ewangeliczna jawnogrzesznica, z której zostało wyrzuconych siedem złych duchów, praktycznie ktoś opętany. Dlaczego więc właśnie ona? Gdyby ewangeliści chcieli wymyślić od początku całe to zdarzenie, czemuż właśnie kobietom mieliby powierzać pierwsze wieści o zmartwychwstaniu? Nieprzypadkowo Celsus w swojej napaści na chrześcijan określa ich grupą „Galilejczyków, którzy wierzą w zmartwychwstanie poświadczone tylko przez kilka histerycznych niewiast”. Aby lepiej zrozumieć, co dokładnie oznaczało zmartwychwstanie dla pierwotnego Kościoła, trzeba z uwagą przeanalizować teksty o objawieniach Zmartwychwstałego. Ale najpierw zajmijmy się hipotezami na temat, co mogło się wydarzyć w grobie pomiędzy piątkowym wieczorem a niedzielnym porankiem tamtego kwietnia w roku 30. Co wydarzyło się w grobie? Ewangelie kanoniczne nie wspominają ani słowem, jak dokonało się zmartwychwstanie Jezusa, wykazując szacunek dla Bożej tajemnicy, a ponieważ nie miało ono ani jednego świadka, zatem nie sposób go opisać (to zaś jest kolejną oznaką powagi ich autorów). Relację rozpoczyna nieodmienne natknięcie się na pusty grób. Natomiast apokryfy starały się zaspokoić ciekawość czytelników, opisując imponujące sceny, co odcisnęło się sporym wpływem w dziejach sztuki. Mówiliśmy już o pierwszych rozdziałach Ewangelii Piotra. W apokryfie tym zaskoczeni strażnicy grobu zobaczyli rozwarte niebiosa i dwóch aniołów zstępujących z góry, aby zabrać Chrystusa, a On sam tryumfalnie opuścił grób, otoczony ponadziemską chwałą. Natomiast w innych apokryficznych tekstach kładzie się nacisk na cielesną postać zmartwychwstałego Jezusa, który swych uczniów poddaje specyficznemu sprawdzianowi. I tak na przykład fragment Ewangelii Hebrajczyków, cytowanej przez św. Hieronima (tekst oryginalny zaginął) brzmi następująco: „Kiedy przyszedł do Piotra i do tych, którzy znajdowali się z Piotrem, powiedział do nich: «Oto dotknijcie i zobaczcie, że nie jestem bezcielesnym duchem». Oni natychmiast dotknęli i uwierzyli” (De viris illustribus 16). Również w tak zwanym Liście Apostołów, który powstał w latach 130–170, św. Piotra i całą resztę zgromadzonych ogarnia nieufność do Zmartwychwstałego, który proponuje im, żeby Go dotknąć: „«A żebyście wiedzieli, że to Ja jestem, Piotrze, włóż swą rękę do miejsca po przebiciu moich rąk, a ty, Tomaszu, w otwartą ranę mego boku. Ty zaś, Andrzeju, patrz, czy moja stopa depce ziemię i czy zostawia na niej ślad, gdyż napisane jest u proroka: zjawa zaś, zły duch, nie ma śladu na ziemi»”. My zaś dotykaliśmy Go, aby się przekonać, że naprawdę zmartwychwstał w ciele. Potem upadliśmy na twarz przed Nim, błagaliśmy Go i przepraszaliśmy za to, że nie uwierzyliśmy w Niego” [11(22)‑12(23)]. Ten fragment przypomina znane wątpliwości św. Tomasza, o których czytamy w Ewangelii Janowej (2,24‑29), ale przedstawia też ważną różnicę. W tekście apokryfu uczniowie dotykają Jezusa, aby się upewnić, że to On. Natomiast w Ewangelii św. Jana Jezus tylko proponuje Tomaszowi, by dotykiem stwierdził Jego cielesność. Tak więc w apokryfach widać potrzebę namacalnego przekonania się o tajemnicach, niewytłumaczalnych nawet przez pryzmat wiary. W sumie jest to taką samą tendencją, jaką wykazujemy i dziś, aby zrozumieć przebieg wydarzeń. Wyjaśnienie sekretów pustego grobu, może do nas przyjść z badania najbardziej zagadkowej relikwii całego chrześcijaństwa, jaką jest Całun Turyński. Jest to fragment książki: Roberto Giacobbo, "Czy naprawdę znamy Jezusa?", Wydawnictwo Jedność. Książka jest >>tutaj<< . opr. ac/ac
Margarita Luti, zwykła dziewczyna, córka piekarza, jest przedstawiana przez artystę z niepokojem i miłością, tak jak ona była jego zmysłem życia. Rafael był tak zakochany w dziewczynie, że zaoferował ojcu ogromny okup - ponad 3000 dukatów. Fornarina, tak zwana jego żona Raphael, co oznacza „bułka”. Para była szczęśliwa.
Wewnątrz Kaplicy Grobu Świętego w Jerozolimie otwarto marmurową płytę, pod którą znajdował się kamienny blok powszechnie uznawany za grobowiec Jezusa. Opublikowane przez przeprowadzających badania uczonych pod kierunkiem prof. Moropoulou z National Technical University w Atenach potwierdzają przypuszczenia. Tuż poniżej płyty odkryto fundamentalny fragment tego miejsca: zwykłą kamienną ławkę wykopaną w skale, która jest bezpośrednio połączona z pionową ścianą, również wykopanej w skale za nią. Co więcej, wykazano, że ścianka południowa tego pomieszczenia odpowiada drugiej pionowej ścianie, również wykonanej ze zwykłej skały o wysokości około dwóch metrów. >> Zobacz, co kryje wnętrze grobu Jezusa [WIDEO] Podsumowując, edykuła Kaplicy Grobu Świętego zawiera miejsce składające się z dwóch kamiennych murów oraz skarpy - wszystkie wykopane w skale. Opisane elementy archeologiczne zgadzają się z dokumentacją danych Ewangelii u Mateusza 27, Marka 15-16, Łukasza 24 i Jana 19-20. Dlatego naukowcy, którzy przeprowadzili badania potwierdzają, że miejsce jest grobowcem Jezusa opisanym w Piśmie Świętym. Jak wspomniano w Ewangeliach, kiedy Jezus został pochowany, w piątek, tuż przed zachodem słońca, umieszczono jego ciało na kamiennej ławce. Powodem tej decyzji był fakt, że Jezus zmarł po doświadczeniu ogromnej przemocy fizycznej, a jego ciało było w przykrym stanie i potrzebowało odpowiedniego przygotowania, czego nie można było zapewnić w tamtej chwili. Jezus więc musiał zostać pogrzebany w pośpiechu, a jego ciało zostało na kamiennej ławce, przykryte całunem. Kaplica Grobu Pańskiego wznosi się nad miejscem, które już w czasach budowy Bazyliki Grobu Pańskiego na początku IV wieku czczono jako miejsce, gdzie spoczywało ciało Jezusa Chrystusa od złożenia do grobu do zmartwychwstania. Pierwszą świątynię w tym miejscu wzniesiono w czasach cesarza Konstantyna w 335 roku. Po zniszczeniach w VII, XI i XIX wieku zawsze odbudowywano i uzupełniano to miejsce i w efekcie powstała mieszanina małych kościółków, kaplic i przybudówek. Największe zniszczenia spowodował pożar w 1808 roku. Cała budowla rozpościera się na powierzchni o wymiarach ok. 100 na 120 metrów. Aby uchronić ją przed zawaleniem, w 1947 r. opasano ją tymczasowo stalowym rusztowaniem, które przetrwało 70 lat. Tworzymy dla Ciebie Tu możesz nas wesprzeć.
Jezus został ukrzyżowany i złożony do grobu w piątek. Więc noc z piątku na sobotę to pierwsza noc jaką Jezus spędził w grobie. Sobotni dzień (słoneczny, nie doba) to pierwszy dzień jaki Jezus spędził w grobie. Dalej idąc tym tokiem mamy noc z soboty na niedzielę - to druga noc. Dzień niedzielny to drugi dzień.
{"type":"film","id":10212,"links":[{"id":"filmWhereToWatchTv","href":"/film/Pytanie+do+Boga-2001-10212/tv","text":"W TV"}]}U zarania nowego tysiąclecia w kolebce chrześcijaństwa Jerozolimie ma miejsce niezwykłe odkrycie. Odkopane szczątki ludzkie w niepokojący sposób odpowiadają historycznym i biblijnym przekazom dotyczącym śmierci Jezusa Chrystusa. Ksiądz-jezuita Matt Gutierrez i izraelska archeolog Sharon Golban mają wspólnie rozwikłać archeologiczną zagadkę, która nie tylko może zniszczyć kruchy pokój w regionie, ale zburzyć fundamenty Kościoła i podwaliny zachodniej cywilizacji. Izraelska archeolog przypadkowo odkrywa w Jerozolimie starożytny grobowiec. Znajdują się w nim zwłoki mężczyzny. Ślady na rękach i stopach wskazują, że został on ukrzyżowany. Inne znaleziska pozwalają ustalić, że mężczyzna zginął w tym samym roku co Jezus. Czyżby więc znaleziono ciało Chrystusa? Władze kościelne, politycy i terroryści nie cofną się przed niczym, by wykorzystać to odkrycie do własnych tyłach sklepiku w Jerozolimie, Sharon Golban odkrywa starożytny w nim szkielet nosi ślady ukrzyżowania, inne tropy wskazują, że może jest to Jezus, syn Józefa. Watykan wysyła Matta Gutierreza , żeby zbadał tajemnicze znalezisko i ocenił jego autentyczność. Współpraca z panią Sharon Golban nie układa się dobrze, a ponadto odkryciem zaczeli się interesować terroryści. Praca badawcza zamienia się w walkę o życie Izraelska archeolog przypadkowo odkrywa w Jerozolimie starożytny grobowiec. Znajdują się w nim zwłoki mężczyzny. Ślady na rękach i stopach wskazują, że został ukrzyżowany. Prawdopodobnie włożono mu też na głowę cierniową koronę. Inne znaleziska (moneta z czasów Poncjusza Piłata, gliniany dzban) pozwalają ustalić, że mężczyzna zginął w tym samym roku co... Jezus. Czyżby więc znaleziono ciało Chrystusa? Władze kościelne, politycy i terroryści nie cofną się przed niczym, by wykorzystać to odkrycie do własnych celów. Watykan wysyła do Jerozolimy jezuitę, by zbadał sprawę i ostatecznie rozstrzygnął, czy chrześcijanie bezpodstawnie od dwóch tysięcy lat opierają swoją wiarę na pustym grobie zmartwychwstałego Jezusa... W Jerozolimie przypadkowo zostaje odkryty grób sprzed około 2000 lat. Ciało jest dość dobrze zachowane, nosi ślady ukrzyżowania. Cała historia wzbudza coraz więcej emocji, tym bardziej, że przy zwłokach zostaje znaleziona moneta pochodząca z czasów Poncjusza Piłata. Watykan jest coraz bardziej zaniepokojony. Władze Kościoła decydują się wysłać księdza Matta Gutierreza by przyjrzał się sprawie z bliska...W Jerozolimie zostaje przypadkowo odkryty grobowiec sprzed 2000 lat. Znajdują się tam szczątki ukrzyżowanego mężczyzny. Badania nad wykopaliskami prowadzi pani archeolog Sharon Golban (Olivia Williams). Kościół niepokoi się tym odkryciem i wkrótce wysyła tam swojego człowieka, ojca Matta Gutierreza (Antonio Banderas), któremu zleca udowodnienie tego iż, ciało odkryte w Jerozolimie nie jest ciałem Jezusa Chrystusa. Taki obrót sprawy spowodowałby dogmatyczne załamanie się Kościoła Katolickiego, który swoją wiarę opiera na Zmartwychwstaniu. Jednak fakty przemawiają za tym, iż to ciało samego Jezusa Chrystusa. Ojciec zaczyna przekonywać się do tej tezy, ale zalecenia z Watykanu są całkowicie odmienne. Ksiądz przeżywa wewnętrzny bunt, szuka prawdy, która przerasta wielu innych ludzi...Pewnien poczciwy człowiek chcąc wykopać podziemną piewnicę w celu powiększenia sklepu przypadkowo odnajduje tajemniczy, chrześcijański grobowiec. Na pozór spokojny grób może zachwiać równowagę religijną, ponieważ znalezione tam szczątki mają ślady męki krzyżowej jednego z najważniejszych proroków dziejów. Kościół obawiając sie najgorszego wysyła tam młodego księdza, który ma dowiedzieć się prawdy o tym znalezisku. Pomaga mu w tym pewna Żydówka odbywająca tu badania archeologiczne. Próbują im w tym przeszkodzić islamscy rebelianci, obawiający się porozumienia dwóch wrogich im Sharon Golban, izraelska archeolog, wykształcona w Anglii, pewnego dnia podczas przeszukiwania odkrytych jerozolimskich katakumb w Giva'at Ha Mivtar odnajduje nienaruszony grób sprzed dwóch tysięcy lat. Podczas badania szczątków okazuje się, iż zmarły był przed śmiercią ukrzyżowany. Może to oznaczać, że najprawdopodobniej odkryła ciało Jezusa Chrystusa. Znaleziskiem zaczynają się interesować przedstawiciele trzech największych religii na świecie oraz różne ugrupowania polityczne chcące wykorzystać znalezisko dla własnych celów. Do wykopalisk przyłącza się znany archeolog dr Pierre Lavele, który jest także księdzem, a po wizycie w grobowcu traci swą wiarę. Watykan z własnego ramienia wysyła do Jerozolimy księdza Matta Gutierreza, który dawniej pracował w wywiadzie wojskowym. Dodatkowo do sprawy wtrącają się Palestyńczycy, którzy chcą uzyskać za każdą cenę pierwszeństwo do Jerozolimy. Sytuacja staje się coraz bardziej napięta ...W Jerozolimie ma miejsce niezwykłe odkrycie. Grupa izraelskich archeologów natyka się na grób z I wieku naszej ery. Odkopane szczątki ludzkie w niepokojący sposób odpowiadają historycznym i biblijnym przekazom dotyczącym śmierci... Jezusa Chrystusa. Watykan za wszelką cenę chce zdementować te pogłoski, dlatego wysyła na miejsce młodego księdza. Jednak nie jest on jedyny komu zależy na ujawnieniu prawdy. [Opis Dystrybutora]W podwórzu niewielkiego sklepu w centrum Jerozolimy odkryto wejście do skalnego grobowca, a w nim, pochodzące z początków naszej ery szczątki mężczyzny, który zmarł w wyniku ukrzyżowania. Rzymska moneta z wizerunkiem namiestnika Piłata z Pontu, wyryty na kamieniu znak ryby, symbolu pierwszych chrześcijan i inne ślady - w niepokojący sposób odpowiadają historycznym i biblijnym przekazom dotyczącym śmierci Jeszuego Ben Josefa, znanego nam jako Jezus Chrystus. Wieść o niezwykłym odkryciu, które trudno utrzymać w tajemnicy, szybko się rozchodzi. "Ulice Jerozolimy zapełniają radosne tłumy śpiewające Hosanna! Ludzie płaczą a wyznawcy różnych religii rzucają się sobie w ramiona. Przywódcy muzułmańscy deklarują pokój w imię Jedynego Miłosiernego Boga. Papież ogłasza orędzie Orbi et Urbi - o radości i miłości." [opis dystrybutora]
57 Pod wieczór przyszedł zamożny człowiek z Arymatei, imieniem Józef, który też był uczniem Jezusa. 58 Udał się on do Piłata i poprosił o ciało Jezusa. Wówczas Piłat kazał je wydać. 59 Józef zabrał ciało, owinął je w czyste płótno 60 i złożył w swoim nowym grobie, który kazał wykuć w skale. Przed wejściem do grobu
To płótno, które dla ludzi wierzących jest odbiciem umęczonego ciała Chrystusa. W nim właśnie miał być złożony do grobu. W 2013 roku, dzięki wielkim staraniom ojca Krzysztofa Sroki, do kościoła pod wezwaniem Podwyższenia Krzyża Świętego w Dobryni sprowadzono wierną kopię Całunu ją Aldo Guerreschi, włoski badacz całunu. Jego wymiary odpowiadają oryginałowi, kopia bardzo dobrze oddaje każdy ślad męki Chrystusa. Przebywający w świątyni wierni, spoglądający na kopię cudownego płótna, dostrzec mogą widniejące na nim odbicie przedniej i tylnej części ciała człowieka. Człowiek ten miał długie włosy i brodę. Oprócz zarysu sylwetki, a także doskonale widocznej twarzy, na tkaninie można zauważyć ślady obrażeń, jakie według opisu ewangelicznego, zadano Chrystusowi: rany na nadgarstkach, w których tkwiły długie gwoździe, zranienia na twarzy od kolców cierniowej korony, ciemną plamę z boku - ślad po włóczni. Piersi i plecy człowieka z całunu pokryte są śladami po biczowaniu. Na plecach widać wyraźne oznaki otarcia od dźwigania ciężkiego przedmiotu, czyli całun wystawiono publicznie w Turynie w przeciągu kilku miesięcy ściągnęło tam ponad dwa miliony pielgrzymów. Mało kto wie, że znajdująca się w Dobryni kopia Całunu, idealnie odwzorowuje turyński oryginał. Ludzie przychodzą, oglądają, modlą się, wpatrują. Jedni z wiary, inni z ciekawości, bo pragną na własne oczy zobaczyć jedną z największych zagadek ludzkości. To Święte Płótno, w które owinięto martwe ciało Jezusa Chrystusa. Pierwsze relacje na temat płótno pogrzebowego Jezusa znajdujemy w Ewangeliach. I tak św. Marek, św. Mateusz i św. Łukasz w opisie pogrzebu używają słowa całun. Badacze nie pozostawiają wątpliwości, że całun przedstawia wizerunek prawdziwego, umęczonego i ukrzyżowanego człowieka. Odnaleziona na nim krew składała się z hemoglobiny. Co więcej, wybadano, że jest z bardzo rzadkiej grupy - AB. Jezus był przystojny- Wszystkie te symptomy, które widzimy u człowieka z całunu możemy zestawić z tym, co napisano w Ewangelii na temat torturowania i ukrzyżowania Jezusa - tłumaczył Barri Schwortza, jeden z członków grupy badającej płótno. Według naukowców człowiek z całunu, czyli Chrystus, był mężczyzną szczupłym, przystojnym, miał długie włosy i brodę, mierzył ok. 180 cm wzrostu, ważył ok. 72 kg, zmarł między 30. a 35. rokiem życia. Badaczom udało się nawet odtworzyć prawdziwe oblicze człowieka z Całunu Turyńskiego. Twarz mężczyzny określono jako piękną, szlachetną, pełną miłości, emanującą nieziemskim spokojem, dobrocią i miłosierdziem. Na płótnie widać ślady obrażeń w miejscach, gdzie Jezus nosił koronę cierniową, był torturowany (na wizerunku widać około 120 przecięć skóry ) oraz ukrzyżowany. Pochowany zgodnie ze zwyczajemKopię całunu, która znajduje się w kościele w Dobryni, wykonał Aldo Guerreschi, włoski badacz płótna. Jego wymiary odpowiadają oryginałowi. Spoglądający na kopię cudownego płótna dostrzec można widniejące na nim odbicie przedniej i tylnej części ciała człowieka. Człowiek w nie zawinięty miał długie włosy i brodę. Oprócz zarysu sylwetki, a także doskonale widocznej twarzy na tkaninie można zauważyć ślady obrażeń, jakie, według opisu ewangelicznego zadano Jezusowi: rany na nadgarstkach, w których tkwiły długie gwoździe, zranienia na twarzy od kolców cierniowej korony, ciemną plamę z boku - ślad po włóczni. Piersi i plecy człowieka z całunu pokryte są śladami po biczowaniu. Na plecach widać wyraźne oznaki otarcia od dźwigania ciężkiego przedmiotu, czyli krzyża. Na powiekach postaci z całunu znaleziono ślady monet. Zgodnie z dawnym, żydowskim obyczajem pogrzebowym zmarłym kładziono na powieki monety, mające na celu podtrzymywać ich zamknięcie, aby nie uległy otwarciu. Badacze dowiedli również, że nie ma możliwości podrobienia całunu. Data powstania płótna, to czasy Jezusa. Jak udało mu się przetrwać do teraz? Specjaliści podkreślają, że len jest bardzo wytrzymały Całunu Turyńskiego na stałe umieszczona jest przy ołtarzu, na północnej ścianie. Co więcej, 1 września 2013 roku kościół Podwyższenia Krzyża Świętego w Dobryni obchodził 20 rocznicę jego poświecenia. Mówiąc o całunie, trzeba wspomnieć, że w 2014 roku do Dobryni sprowadzono kamień z góry Golgoty, symbolizujący męczeńską śmierć Chrystusa. Od wielu lat kościół Podwyższenia Krzyża Świętego w Dobryni jest sercem życia parafialnego. Świątynia cieszy się niezwykłą czcią wiernych, którzy przed umęczone oblicze Jezusa przynoszą swoje troski, problemy i radości.
jhD0z. 7mghmhdxow.pages.dev/117mghmhdxow.pages.dev/1677mghmhdxow.pages.dev/1267mghmhdxow.pages.dev/727mghmhdxow.pages.dev/977mghmhdxow.pages.dev/917mghmhdxow.pages.dev/2707mghmhdxow.pages.dev/1577mghmhdxow.pages.dev/298
co znaleziono w grobie jezusa