Czy warto? Każdy inwestor bije się z myślami czy warto inwestować w ogranicznik przepięć. Nie jest to najtańszy element instalacji elektrycznej. Teoretycznie podczas grubszego remontu mieszkania lub budowy domu, wydatek rzędu min. 400 PLN (w przypadku ochronnika 4-modułowego) to promil w oceanie wydatków. To czy jest czy nie... lub to czy w nie wierzymy, czy raczej podważamy jego fakt bytu nie powinno być kwestią w której człowiek wmawia drugiemu swoje zdanie... własnie tak jak to wydaje mi się być w paru poprzednich postach. Nie wiem czy wierzę w przeznaczenie... jeżeli ono istnieje, nie można się martwic o bycie w samotności... jednak jeżeli go nie ma- czlowiek chyba byłby bezradny. Chciałabym by naprawdę istniało... mrowka : Czwartek, 12 Sierpnia 2004 16:35 : ...Nie wiem czy wierzę w przeznaczenie... jeżeli ono istnieje, nie można się martwic o bycie w samotności... jednak jeżeli go nie ma- czlowiek chyba byłby bezradny. Chciałabym by naprawdę istniało...[/color] Przypuszczam, że wielu z nas ma takie samo zdanie, tylko czasami trudno się do tego przyznać. Wg,mnie coś w tym naukowo na to patrząc to nasze życie jest ciągiem przyczynowo skutkowym ,jednakże nadamiar tych przyczyn czasami wydaje się wręcz mogę , przypominając sobie jak poznałem moją dziewczynę , wysnuć teorię że przeznaczenie istnieje-bo niby dlaczego wtedy akurat pociąg się spóźnił,dlaczego ona stała tam gdzie stała a nie 2 metry dalej,dlaczego wtedy zadzwonił telefon...... Z drugiej strony to troche głupie być na coś skazany z góry Swierczyna : Wg,mnie coś w tym jest. ... Z drugiej strony to troche głupie być na coś skazany z góry I to chyba jest właśnie przeznaczenie, którego jednak MY osobiście z GÓRY nie znamy. W ciągu tych moich ,,paru lat życia" dochodzę do wniosku, że nic nie dzieje się przypadkowo. NIE MA PRZYPADKÓW! Są za to sploty okoliczności, które powodują, iż poznajemy pewne osoby w jakimś momencie naszego życia, przytrafiają nam się również pewne sytuacje itp. Ale tak naprawdę to my sami programujemy nasze życie bo z każdej sytuacji są zawsze dwa wyjścia. Przykład? Proszę bardzo. Noc, trzecia nad ranem, taksówek brak (rzecz się dzieje jakiś czas temu)chłopak ze swoją siostrą i dziewczyną (chyba w niej zakochany) powracają z dyskoteki. Dzielnica na obrzeżach miasta więc proponują nocleg u siebie (nieopodal) nawet zaznaczając, że dziewczyna może spać z siostrą w pokoju. I co teraz? Przeznaczenie czy nie? Dziewczyna się upiera przy powrocie do domu (a mogła zostać u nich na miejscu). Niestety nie ma taxi, więc ,,łapią okazję". Nikt się nie zatrzymuję. Aż nagle zatrzymało się jedno auto. Kierowca przez szybę zaznacza, że zabierze ale tylko dwie osoby bo zajętę miejsca przez bagaże. Na to dziewczyna, że tylko ona jedzie do centrum (a mogła się wystraszyć i nie pojechać). Jadą a kierowca po grzecznościowej rozmowie zagaduje dziewczynę o różne rzeczy. Ona podejmuje rozmowę i patrząc z powątpiewaniem na niego w myślach krytykuje jego wygląd i zachowanie. Po dojechaniu do centrum miasta on nagle żałuje, że za chwilę się rozstaną i proponuje jej przekąskę w nocnym bistro (nie podobał się jej i mogła odmówić). Jednak spędzają razem 1,5 godziny po czym odwozi ją pod jej dom. Po zapisaniu jej numeru telefonu mówi, iż nigdy w życiu nie zabrał nikogo ,,okazją" i to był jedyny raz. Zadaje jej tez pytanie: ,,Czy wierzysz w miłość od pierwszego wejżenia"(pyta niezmiernie poważnie) na co dziewczyna parska śmiechem (myśląc w duchu: ale palant bajeruje w banalny sposób) i odpowiada mu, że ,,Nie, najwyżej może to być zauroczenie." Nie wiem czy można to nazwać happy endem ;) ale para ta jest małżeństwem i są ze sobą do dziś. Tyle możliwości było przed nimi: ona mogła zostac na noc u znajomych, on mógł się nie zatrzymać, mogła odmówić współnego posiłku, nie dac nr telefonu...itd... Podobnych historii znam wiele. No to jak : było to przeznaczenie? Osobną kwestią jest: czy mają tak żyć wspólnie, długo i szczęśliwie? Czy może ich wspólna droga doszła ,,na rozstaje"??? Znowu decyzja należy do nich. Cóż mogę powiedzieć... Urzekła mnie opowiedziana przez Ciebie historia. Naprawdę. Ja tam wierze i koniec :> Jestem nowy i zielony w temacie. Ale przeznaczenie to co nie zniszczy i czas pomogą tylko temu co może powstać ,jeśli pisane jest mu powstać!! Przeznacznie - owszem istnieje - to w co uwierzymy i jeżeli wszystkie nasze działania podporządkujemy temu to się stanie naszym przeznaczeniem a jeżeli mimo całego wkładu jaki włożyliśmy nic z tego nie wyjdzie najwidoczniej to nie było nam pisane. Człowiek jest kowalem swojego losu. KTOŚ KIEDYŚ POWIEDZIAŁ ŻE PRZENACZENIE TO SŁOWO DOBRE DLA TCHÓRZY. tAK NAPRAWDĘ WIĘKSZOŚĆ ZALEŻY OD TEGO W CO WIERZYMY, A TO W CO WIERZYMY UZAJE WIELU ZA PRZEZNACZENIE. TAK NAPRAWDĘ PRZEZNACZENIE SAMI TWORZYMY POWOŁUJĄC JE DO ŻYCIA. łATWIEJ JEST ZWALIĆ WSZYSTKIE ZŁO NA SIŁY WYŻSZE NIŻ WZIĄĆ ODPWIEDZIALNOŚĆ ZA WŁASNE CZYNY. lUDZIE- WALCZCIE ZA TO W CO WIERZYCIE, BO WŁAŚNIE TO JEST PRAWDĄ. Człowiek jest kowalem swojego losu. Wszystko co przydarza się nam w życiu zależy w mniejszym czy większym stopniu od nas samych. To w jakim właśnie stopniu zależy od naszych działań - jeżeli ze wszystkich sił zabiegamy o spełnienie naszych marzeń to one w końcu staną się faktem dokonanym, w każdym razie należy pamiętać że brak reakcji też jest reakcją tyle że o "mniejszym" wpływie na nasze życie. Przeznaczenie kształtuje się na podstawie naszych poczynań. Musimy niestrudznie stać przy naszych przekonaniach jeżeli faktycznie one są nasze i uważamy je za prawdziwe, musimy je wcielać w nasze życie aby przeznaczenie nabrało relnych kształtów. Asael : Człowiek jest kowalem swojego losu. ..... Musimy niestrudznie stać przy naszych przekonaniach jeżeli faktycznie one są nasze i uważamy je za prawdziwe, musimy je wcielać w nasze życie aby przeznaczenie nabrało relnych kształtów. Nie należy jednak stawiać sobie zbyt wysokiej "poprzeczki" bo "przeznaczenie" może się nie móc zrealizować Człowiek nie zadaje sobie zbyt wielkiego trudu aby poznać samego siebie. Właśnie z tej nieznajomości własenj istoty, własnych potrzeb wynikają zbyt wysokie poprzeczki w rzeczywtistości snie są one nam konieczne do życia i dlatego nie zawsze się spełniają. Forum dyskusyjne -> Umysł i ciało -> Miłość Strona 2 z 2 przyjdź zobacz witaj w naszym sklepie Serwis laptopów warszawa tyylko u nas frytki z makaronem i tak dalejnajlepszy najszybszy Serwis komputerowy pruszków sprawdź już dziśwolne domki na nocleg w domkach wolne domki Mrzeżyno last minute domki nad morzem Kopiowanie i rozpowszechnianie materiałów w całości lub części jest niedozwolone. Wszelkie informacje zawarte w tym miejscu są chronione prawem autorskim. Wiara w Boga Biblii nie wyklucza używania rozumu; raczej, to właśnie wtedy gdy szukamy Boga, On otwiera nasze oczy (Psalm 119.18), rozjaśnia nasze poznanie (Efezjan 1.18) i obdarza nas mądrością (Ks. Przypowieści Salomona 8). Wiara w Boga jest wzmocniona przez dowód istnienia Boga, który jest łatwo dostępny.

Nie-na-tematNa świecie pandemia wirusa SARS-Cov-2. Dwa ponieważ jeden to nic innego jak SARS-Cov, który wywołał epidemię SARS (ang. severe acute respiratory syndrome), czyli zespołu ciężkiej ostrej niewydolności oddechowej w 2003 roku. A właściwie w 2002 r., z tymże władze Chińskiej Republiki Ludowej rozstawiły blokadę informacyjną i powiadomiły Światową Organizację Zdrowia (WHO) dopiero trzy miesiące od wykrycia pierwszych więc w fotelu i myślę sobie, że w dość prosty sposób mogę się wstrzelić w pewną niszę rynkową, mianowicie napiszę krótki tekst nie-na-temat. Nie-na-temat koronawirusa, którego już wszyscy mamy dosyć. W żaden sposób nie bagatelizuję problemu, natomiast sądzę, że tak jak nie samym chlebem żyje człowiek, tak też nie od samego koronawirusa umiera. W następnych akapitach podzielę się tym, co w tym całym niespokojnym świecie daje mi jakiś dziwny, wewnętrzny spokój. Kogo obchodzi moje życie?Kogo obchodzi moje życie? Jestem takim szczęśliwcem, że mogę teraz wymienić po przecinku kilkanaście imion, za którymi stoją realni ludzie, którzy wolą abym istniał, niż abym przestał istnieć. Jednak to nie jest ostateczną odpowiedzią na pytanie – mogę przecież sobie wyobrazić, że w jakichś tragicznych okolicznościach wszystkie wymienione osoby giną i zostaję na świecie sam. Ktoś powie, że to nie tylko czarny, ale i mało realistyczny scenariusz… czyżby? A nawet jeśli, to wystarczy faktycznie abym zapadł na amnezję i nagle realnie jestem sam na świecie. Ponadto nie każdy jest takim szczęściarzem, niektórzy może mają tylko jednego bliskiego przyjaciela, córkę, syna, męża, brata, siostrę lub przyjaciela innego gatunku. Inni z kolei są sami – stale czy choćby – niezależnie od tego czy jesteśmy sami, czy towarzyszy nam ktoś miły – Wszechświat jest bardzo nieprzyjaznym uniwersum w jakim przyszło nam żyć. Jesteśmy bytami fizycznymi i dlatego podlegamy pod te same reguły gry co inne obiekty fizyczne. Prawa fizyki nie są życzliwiej usposobione względem mnie niż np. względem fizyczność jest jedną z bardziej unikalnych, bo jak na razie nie potwierdzono, aby gdziekolwiek indziej we Wszechświecie istniała taka materia fizyczna, która działa na rzecz samej siebie – co w skrócie nazwać możemy materią ożywioną. Oznacza to jednak, że podlegamy również tym samym regułom gry co inne organizmy na naszej planecie – czy nam się to podoba czy nie. Świat przyrody nie jest dla człowieka bardziej przyjazny niż dla zagrożonych gatunków czy ścinanych zauważyć, iż nie jesteśmy jedynie materią ożywioną, ale również świadomą i to świadomą na najwyższym ze znanych nam poziomów funkcjonowania. Inaczej mówiąc, wiemy coś o sobie, coś czego nie wie kamień i czego nie wie drzewo. Nawet w królestwie zwierząt zajmujemy szczególne miejsce i chociaż delfin oraz szympans są sprytnymi, samoświadomymi bestiami, to jednak wszystko nam podpowiada, że człowiek dysponuje jakimś szczególnym rodzajem tej zdolności, który wykracza daleko poza doświadczenie pozostałych właśnie samoświadomość pozwoliła ludzkości wydać na świat dzieła geniuszy, takie jak: Fantazja Impromptu cis-moll op. 66 Fryderyka Chopina, Świątynia Pokutna Sagrada Familia Antoniego Gaudiego, Ogólna Teoria Względności Alberta Einsteina czy choćby język polski (autor nieznany; nie przyznał się). Jednak… ta sama samoświadomość jest również źródłem lęku egzystencjalnego. Czym jest lęk egzystencjalny?To na przykład uczucie przemijania, szczególnie doświadczane w momencie śmierci kogoś bliskiego, własnej choroby śmiertelnej czy zwykłego starzenia się. To również pytanie o sens życia, które zadajemy szczególnie w momencie cierpienia (po co się męczyć?), albo wtedy gdy podejmujemy życiowe decyzje (takie jak wybór szkoły, pracy, partnera czy miejsca zamieszkania) lub gdy żałujemy dotychczas podjętych wyborów. Lęk egzystencjalny może objawiać się także pustką, uczuciem nicości, niepokojem, dezorientacją, niepewnością, wątpliwościami i jeszcze na kilka innych tego nie ujmować lęk egzystencjalny sięga do sedna naszego istnienia i wyzywa na pojedynek nasze poczucie sensu życia. W takiej sytuacji mamy w zasadzie dwa wyjścia – przejść obok, zagłuszyć lęk poprzez rutynę codzienności lub podjąć rękawicę rzuconą nam przez samoświadomość. Jeśli nie zadowalamy się potocznością podejmiemy się próby odpowiedzi na tzw. pytania egzystencjalne, musimy jednak pamiętać, że poszukiwania sensu są jak rejs po nieznanych wodach i nie wiemy gdzie ostatecznie dopłyniemy w naszych rozważaniach. Jeśli idzie o mnie to wolę jednak utknąć na środku morza pytań niż nigdy nie opuścić portu dnia powszedniego. Coś musi być, Ktoś chyba jest nad nami… Jak zapewne większość z Was już wie, jestem teistą, co oznacza, że wierzę, iż istnieje jakiś rozumny Byt, który nie tylko stworzył świat, ale również w nim działa. W naszej kulturze ten Byt zwykło się nazywać Bogiem chociaż w rozważaniach egzystencjalnych wolę nie odwoływać się do języka religijnego. Religia kojarzy się bowiem z jakimś konkretnym obrazem Boga, a niejednokrotnie również z pewną organizacją religijną. Jednak w moim życiu religia nie jest tożsama z wiarą w istnienie działającego Stwórcy, tzn. że mógłbym nie utożsamiać się z żadną religią, ale dalej wierzyć w Stwórcę. Dlatego w dalszych partiach tego tekstu nie będę posługiwał się słowem Bóg, chociaż osoby wierzące mogą bez problemu korzystać z tej kategorii. Prawdą jednak jest, że ludzie dzisiaj są coraz mniej religijni w tradycyjnym rozumieniu – młodzież i młodzi dorośli coraz rzadziej kontynuują wiarę rodziców i dziadków, a ci drudzy w zasadzie bardziej niż wiarę kultywują tradycję i politykę Kościoła. Jednak jedni i drudzy niejednokrotnie są skłonni powiedzieć, że Coś tam jednak jest, albo że Ktoś jednak czuwa nad nami. Skoro przypuszczamy, że jest, to możemy Go nazwać Bytem, a napisałem od wielkiej litery, bo jeśli ten Byt jest pierwszy i stworzył wszystko, to możemy założyć, że należy Mu się choćby formalny szacunek, taki jakim darzymy prawomocnie wybrane władze państwa czy wybitnych naukowców, artystów i sportowców. Oswoić WszechświatJak już wspomniałem jesteśmy obiektami fizycznymi, biologicznymi oraz samoświadomymi, przez co borykamy się z trudnościami na tych trzech poziomach. Jednym ze sposobów oswojenia sobie chłodnego i nieubłaganego Wszechświata jest wiara w to, iż ma on dobrego, mądrego i skutecznego Stwórcę. Specjalnie nie używam teraz terminów zaczynających się od przedrostka wszech ponieważ będziemy mieli z nimi więcej problemów niż pożytku; a po co komplikować…?Czy faktycznie taki Byt istnieje? Nie można tego udowodnić, bo gdyby można było to ludzie wierzący już dawno udowodnili tym niewierzącym i pojęcie ateizm czy agnostycyzm byłoby synonimem dzisiejszego płaskoziemiec czy antyszczepionkowiec. Jednak to, iż czegoś nie można udowodnić jeszcze nie jest wystarczającym powodem, aby w coś nie wierzyć. Wierzymy np. w to, że oprócz nas istnieją inne umysły, albo że nasze wspomnienia są autentyczne. Nie możemy jednak udowodnić tego, że w tej chwili nie dzieje się jeden wielki sen, tak jak to ma miejsce w naszych nocnych marzeniach sennych. Albo też nie jesteśmy w stanie udowodnić tego, że nie jesteśmy androidami z wbudowaną pamięcią wsteczną i właśnie w tej sekundzie zostaliśmy włączeni sądząc, że żyjemy już X lat, mając wgrane fałszywe jakiej więc podstawie rozstrzygnąć czy należy wierzyć w Stwórcę czy nie? Od pewnego czasu porzuciłem mrzonki o dowodzie na istnienie Boga – kto sądzi, że coś takiego istnieje, to zapewne nie poświęcił problemowi większej uwagi, albo obraca się tylko wokół ludzi już wierzących, co w sumie nie jest zbyt rozwojowe. Doszedłem do wniosku, że od swoich przekonań światopoglądowych wymagam spełnienia dwóch kryteriów – możliwości logicznej oraz praktyczności. Czy wiara ogłupia?Zaznaczam, że chociaż porzuciłem poszukiwania dowodu na istnienie Stwórcy nie zaprzestałem rozmyślań o Nim. Moje wysiłki skupiły się na pytaniu: Czy mogę wierzyć w Stwórcę i jednocześnie być uznany za człowieka rozumnie myślącego? Pod wyrażeniem myślenie rozumne kryją się zazwyczaj trzy elementy: (1) logika, (2) nauka i (3) zdrowy rozsądek, zwany też potocznym utrzymać Tekst w pewnych ramach objętościowych nie mogę pozwolić sobie na wykazanie argumentacji w zakresie tych trzech aspektów rozumności. Mogę jedynie powiedzieć, iż moje dotychczasowe, dwuletnie badania doprowadziły mnie do wniosku, iż wiara w istnienie dobrego, mądrego i skutecznego Stwórcy jest możliwa. Nie ma przesłanek logicznych, naukowych czy płynących z potocznego doświadczenia, które kazałyby odrzucić taką wiarę jako niemożliwą (nielogiczną, nienaukową czy nie-zdroworozsądkową). Co więcej, oprócz tego, że mogę wierzyć w (takiego) Stwórcę dostrzegam pewną namacalną praktyczność takiej wiary. Czy wiara się opłaca?Na czym polega owa praktyczność wiary w Stwórcę? Wracamy do pojedynku między mną a samym sobą, tzn. do lęku egzystencjalnego, którym zaraziła mnie samoświadomość. Czy moje życie ma jakiś cel? Czy moje życie ma jakąś wartość? Czy warto przechodzić trudy i cierpienia życia? Skoro wszystko w tym świecie przemija, to czy istnieje coś pewnego? Czy miłość jest warta cierpienia rozłąki? Czy jest nadzieja na lepsze jutro? W zasadzie na każde z tych pytań (i jeszcze kilka, których mi się już nie chciało pisać) możemy udzielić pozytywnej, twierdzącej odpowiedzi. Jednym z dobrych sposobów jakie dotychczas poznałem jest wiara w dobrego, mądrego i skutecznego Stwórcę, Byt Pierwszy, który ma jakiś pomysł na ten świat. Weźmy na przykład obecną sytuację, czyli pandemię wirusa SARS-Cov-2. Za oknem panują dwa wirusy – biologiczny i społeczny, zwany także paniką. Podobno ktoś wczoraj pobił się w supermarkecie Biedronka, w Siedlcach… domyślam się, że oboje uczestnicy bójki robili zapasy na okres nie jestem fanem paniki, to jednak trochę się tego wszystkiego obawiam. Skąd taki strach? Zawsze staram się założyć najgorszy możliwy scenariusz. I nie dlatego, że jestem jakimś pesymisto-nihilistą, nic z tych rzeczy. Po prostu nie lubię być zaskoczony przez okoliczności, a więc jeśli pomyślę i wyobrażę sobie najgorszy możliwy scenariusz łatwiej mi go będzie znieść, gdy faktycznie się ziści, a jeśli się nie wydarzy to znaczy, że mogę się jedynie pozytywnie zaskoczyć. W tym przypadku tej naszej pandemii trochę trudno pomyśleć dosłownie najgorszy scenariusz, bo wyobraźnia praktycznie jest w tym aspekcie nieograniczona… wystarczy przypomnieć sobie kilka filmów apokaliptycznych i postapo, aby nabrać respektu do niewiedzy jaka się przed nami rozciąga. I chyba to jest faktycznie źródłem mojego strachu – nie wiem do końca czego najgorszego się tym wszystkim jednak z pomocą przychodzi mi wiara w Stwórcę. Jeśli jest jakiś Projektant tego całego zamieszania, które zwykliśmy nazywać światem, albo życiem to dobrze byłoby od razu założyć, że jest dobry, mądry i skuteczny. Rozumiem, że największym argumentem ateistycznym jest zło na świecie oraz że kłóci się ono przynajmniej z jednym z tych trzech atrybutów. Jednak ja nie wierzę w Stwórcę bo tak trzeba, albo że nie jestem w stanie wyobrazić sobie świata bez Stwórcy. Wierzę, bo chcę wierzyć, ponieważ mam z tego wymierną wiary w Stwórcę, czy Boga, wcale nie czyni świata lepszym, skala zła się nie pomniejsza, a ludzie z automatu nie stają się bogatsi, zdrowsi czy szczęśliwsi. Rozumiem, że w religiach mają miejsce różne niekonstruktywne zjawiska, czy nawet patologie – pamiętajcie jednak, że ja w tej chwili nie mówię o religii, a o samym przekonaniu, o wierze! Przeznaczenie? Dobra, wracamy na ziemię – wokół mnie szaleje wirus i panika w obliczu których samoświadomość znowu wzbudza lęk egzystencjalny. Jednak w tej samej samoświadomości oprócz lęku istnieje również pojęcie dobrego, mądrego i skutecznego Stwórcy, który zaczyna równoważyć nierówną walkę pytań bez odpowiedzi. Jeśli istnieje, albo przynajmniej może istnieć taki Byt, który nad wszystkim czuwa i w jakiś niezrozumiały oraz niewidoczny sposób realizuje swój plan – zwany niekiedy przeznaczeniem – to ja chcę w taki Byt wierzyć. Oznacza to, że nie jestem w tym wszystkim sam, że Wszechświat nie jest już tylko chłodnym i niebezpiecznym miejscem, ale jest również pewnym zadaniem, równaniem matematycznym, placem budowy czy piłką w grze, której wynik jeszcze nie jest przesądzony. A czego potrzeba człowiekowi w trudzie życia jak nie właśnie nadziei? Tak więc pomimo pewnego lęku, który jednak tu i ówdzie się odzywa, myślę sobie: Co ma być, to będzie. To znaczy, że ufam, iż ten Rozgrywający – dobry, mądry i skuteczny Projektant, Programista – obmyślił wszystko jak należy, a to co się dzieje wpisane jest w rachunek zysków i strat. Jeśli tak, to jest nadzieja, że summa summarum wszystko zakończy się najlepiej jak to możliwe. Z takim przekonaniem nie tylko łatwiej się umiera (jak sądzę), ale również łatwiej się żyje.

Zobacz 3 odpowiedzi na pytanie: Dlaczego nie warto wierzyć w przesądy? Pytania . Wszystkie pytania; Czy warto wierzyć przyjaciółce ? 2010-05-28 19:14:25; Wierzycie w przeznaczenie? Proszę, nie zrozumcie mnie w ten sposób, że wszystko co dotyczy mojego byłego jest cudne, wspaniałe etc. Już jakiś czas temu na pewne sytuacje zwróciłam uwagę. Mam pracę mobilną - jestem handlowcem i zajmuje się dzielnicą x. Zawsze, ale to zawsze. Odkąd pracuje jeśli klient ma zarejestrowaną działalność w dzielnicy x, ale pracuje gdzie indziej bądź jeśli klient się przeniósł to ZAWSZE ląduje tuż pod oknami jego domu bądź pracy. Pracuje już 3 miesiąc i nie było ani jednego przypadku zmieniającego tą regułę. Na domiar wszystkiego raz wyszłam od klienta patrzę tramwaje jeżdżą, doszłam do przystanku i coś się stało - przestały. Tuż pod jego oknami i z nudów zaglądając w nie spędziłam ponad 20 minut. Dzisiaj dowiedziałam się, że moja firma zmieni siedzibę. Zgadnijcie gdzie? Będę mogła mu do kuchni zaglądnąć. No, żesz... Dziwne te przypadki. Pomijając, że chodzi tu o mojego byłego. Chodzi o same sytuacje. A Wy wierzycie w coś co kieruje Waszym losem? Obojętne jak to się nazwie, przeznaczenie, wszechświat, święta modliszka - cokolwiek?

Zgłoś odpowiedź. Napisano 28 Wrzesień 2015. Są ludzie, którzy mają autentyczny dar widzenia przyszłości, jednak jest ich niezmiernie mało i nikła jest szansa na to, że trafi się na tego prawdziwego. Większość to zwykli ludzie, którzy po prostu w ten sposób zarabiają. Konkluzja- nie wierzyć.

Przez cały czas ludzkości zadano pytaniażycie, śmierć, nieuchronność pewnych zdarzeń. Istnieje wiele teorii i w których z nich wierzyć, każdy decyduje osobno. Ale czy warto polegać na wyższych mocach, czy też osoba tworzy własne przeznaczenie? Religie, nauki lub prądy filozoficzneniekoniecznie dotyczą refleksji nad sensem życia, losem, przyczynami i konsekwencjami wszelkich wydarzeń i ich wzorców. Wnioski i dogmaty okresowo się pokrywają, a czasem mogą drastycznie się różnić, a nawet konfliktować. Główne opinie na ten temat są oczywiście polarne. Jedna z wersji mówi, że całe ludzkie życie jest "zaplanowane" jeszcze przed narodzinami i nie można uniknąć określonych zdarzeń. Według innej teorii, sami ludzie są twórcami i przywódcami ich przeznaczenia, a wszystko, co im się przydarza, jest wynikiem ich własnych jest predestynowane z góryW sercu wszystkich religijnych trendów leżytwierdzenie, że świat i ludzkość zostały stworzone przez boskie moce. Nazwy i opisy bogów są różne, ale fakt, że nasze życie jest kontrolowane z zewnątrz, pozostaje niezmieniony, dlatego przyjmuje się, że osoba nie ma zupełnie wpływu na wydarzenia, które się z nim odbywają. Ale idea zależności od wyższych sił nie oznacza, że ​​na przykład zła skała jest nieunikniona. Religia daje nadzieję, że zły los można zmienić, prosząc o ochronę i ochronę przed i buddyzmAle takie nauczanie jak astrologia jest całkiem jasne iniezachwianie mówi o tym, że ogromna większość wydarzeń i doświadczeń jest już zarejestrowana na urodzeniowej mapie osoby. A uniknięcie tego, co planowane, zarówno dobre, jak i złe, jest prawie niemożliwe: w buddyzmie powszechnie uważa się, że przeznaczenie to całość szacunków uzyskanych za działania w poprzednich wcieleniach. Zwolennicy tej religii wierzą, że każde kolejne narodzenie rodzi w sobie owoce już przeżytych inkarnacji. Innymi słowy, zła skała jest niczym innym jak zapłatą za własne błędy i grzechy z poprzednich wcieleń, a szczęście i dobrobyt to odpowiednia jest swoim własnym mistrzemLudzie, którzy zaprzeczają istnieniu Boga, deklarująFakt, że wszystkie wydarzenia i zdarzenia życiowe zdarzają się wyłącznie z woli danej osoby. Dlatego los jest tworzony własnymi rękami. W związku z tym, dla szczęścia i dla niepowodzenia, osoba jest odpowiedzialna podobnych teoriach stwierdza, że ​​osoba może zmienić swoją rzeczywistość nie tylko przez działania, ale także przez myśli. Pozytywne lub negatywne podejście do przekształcania życia wokół siebie, jednak niezależnie od tego, do jakiej wersji ludzie się stosują, najważniejsze jest zrozumienie, że każdy z nas bezpośrednio wpływa na los naszych bliskich. Nieuchronnie od siebie zależymy w szerokim sensie i drobnych szczegółach.
Na pytanie, czy warto wierzyć w Boga nie ma jednej odpowiedzi. Niektórzy odnajdują w swojej wierze często nadzieję, poparcie czy pocieszenie, więc wiara staje się dla niech "pomocą" w trudnych chwilach.

Temat: :( czy wierzycie w przeznaczenie?Zacznę od pytania.. czy wierzycie w przeznaczenie? Nie mieszkam w Polsce, przyleciałam do UK z moim byłym facetem, mamy razem dziecko.. 3 lata podczas trwania jeszcze tego związku (nie było między nami dobrze), wyszłam na imprezę z koleżanką.. Spotkałam Brytyjczyka.. i coś się stało.. ! Coś tak mocno zaiskrzyło, że nie potrafiłam Go wyrzucić z głowy, podałam Mu mój nr tel, namiary na fb.. To był pierwszy raz, kiedy podałam innemu facetowi swoje namiary..! Do niczego między nami nie doszło.. Następnego dnia pisaliśmy ze sobą, i wydaje mi się, że raczej należę od osób uczciwych, więc napisałam Mu, że jestem w trudnym związku, że mam dziecko, ale że nie potrafię tak, bo mimo wszystko Kogoś mam i nieważne jak jest między nami, ale ktoś jest.. O dziwo, nie zareagował negatywnie, wręcz przeciwnie, nawet podziękował, że jestem z Nim szczera i kontakt się urwał.. Mojemu byłemu też o tej sytuacji opowiedziałam, przysięgłam, że do niczego nie doszło, dałam Mu nawet nr tej osoby, gdyby chciał sprawdzić czy mówię prawdę.. Mój związek 2 lata później i tak się rozpadł, ponieważ mój były partner mnie zdradził.. Wracając do tematu.. nie wiem jak, ale tą osobę poznaną na dyskotece cały czas miałam w głowie, jak przejeżdżałam przez Jego miasto, od razu o Nim pomyślałam.. Jakieś 3 miesiące po moim rozstaniu spotkaliśmy się znów przez czysty przypadek! I znów było to bum! Zaczęlismy rozmawiać, zapytał o mój związek, słysząc, że jestem sama chciał się oczywiście spotkać znów.. więc się zgodziłam.. Spotkaliśmy wieczorem w pt i tak został do poniedziałku.. Nie wiem czemu, ale ja po prostu wiedziałam, że z Nim będę, że tym razem to jest TO.. czułam to! Jesteśmy naprawdę dobrym związkiem, 2 moje poprzednie związki były bolesne, 2 partnerów mnie zdradziło.. Powiedziałam Mu o tym, bo mam naprawdę problem z zaufaniem teraz, pokazywaniem uczuć, mam blokadę, która mnie samą czasem przerasta.. Miałam również trudne dzieciństwo, tutaj jestem sama bez rodziny, czasem mi się wydaje, że nie mam już sił radzić sobie ze swoim życiem.. Moja samoocena poszła do góry przy Nim, mój Syn Go uwielbia (może dlatego, że poświęca Mu mnóstwo czasu, zajmuje się Nim lepiej niż rodowity ojciec), ciągle mi powtarza, że my jesteśmy teraz Jego rodziną.. Ale.. jest strasznie zazdrosny.. chorobliwie zazdrosny.. Dopiero po paru miesiącach wyznał mi dlaczego, że tego nie kontroluje i że nie chce taki być.. Jego była dziewczyna zdradziła Go z własnym ojcem.., a jeszcze poprzedni związek.. stracili dziecko.. i nie dali rady tego podźwignąć razem, dlatego się rozstali.. Powiedział mi, że ma coś w rodzaju traumy, że nie może czasem zapanować nad emocjami.. Powiedziałam Mu, że po tym, co przeszedł wcale się nie dziwię, i że chcę Mu pomóc.. Poszedł do lekarza na terapię, ja Go wspieram jak moge.. I nie bd ukrywać, ale polepszyło się między Nami niesamowicie.. z tym, że ja również mam ciężki charakter, również nie mało przeszłam w swoim życiu i niektóre problemy nadal się za mną ciągną.. czasem nie mam już po prostu sił.. szybko wybucham, z małych rzeczy rodzą się duże rzeczy, potrafię zranić słowami jak mało kto, a dopiero później dociera, co ja robię.. On mi często powtarza, że nie jest tak silny, jak mi się czasem wydaje.. że ja jestem silniejsza.. Wczorajszej nocy poszliśmy na urodziny do moich przyjaciół, wszystko było świetnie, doszło do zaręczyn moich przyjacioł.. On widząc jak sie wzruszyłam, szepnął mi do ucha, że my będziemy następni.. Moja pierwsza, stanowcza myśl i odpowiedź: TAK! bez żadnego zawahania.. Wyszliśmy do klubu.. i tam się zaczęło.. miał już dosyć wypite, zaczął się mnie czepiać, ja juz później też.. ale alkohol zrobił swoje.. Powiedziałam do Niego, że idziemy do domu.. On miał nasze klucze z mieszkania, i dalej prowokował mnie do awantury.. Powiedziałam najspokojniej jak umiałam, że niech mi da klucze, i że wracamy do domu taxówka.. Zaczął się kłócić, że nie .. że MUSIMY iść pieszo.. ja powiedziałam, że nie pójdę pieszo, bo jestem za bardzo zmęczona i nie dam rady, a poza tym wiem, ze bd się całą drogę kłócić, więc jeszcze gorzej dla Nas.. Powiedziałam wyraźnie, że jeśli chce może oczywiście jechać ze mną, ale że jak lepiej Mu zrobi spacer, to wróćmy osobno.. On zaczął płakac, że ja Go chcę zostawić, że On nie daje rady, aż w końcu wytargał mi telefon i rozwalił o ścianę.. wtedy to mi nerwy pękły.. Powiedziałam stanowczo, że ja jadę do domu, nie odzywałam się zbyt dużo, nie chciałam nic bardziej sprowokować.. On szedł za mną, i mnie pchnął na tyle, że się przewróciłam.. Ktoś to zobaczył, wszędzie kamery, przyjechała policja.. Oczywiście Go wybroniłam... wróciliśmy do domu, poszliśmy spać osobno, i pewnie wszystko by się jakoś skończyło.., ale znów przyjechała do Nas policja.. Osoba, która tej nocy zadzwoniła, powiedziała , że widziała, jak On mnie popycha no i sprawdzono kamery .. Tutaj to już jest przemoc, nieważne, co ja powiem, prawdopodobnie dostanie zakaz zbliżania się do mnie.. Jak On wychodził, to mi powiedział, że nie chce wracać, bo dla mnie będzie lepiej.. ! Nie! nie będzie! możecie mi wierzyć, NIE POPIERAM Jego zachowania, ale wiem, że On potrzebuje pomocy, On nigdy czegoś podobnego nie zrobił.. Jest naprawdę dobrze między nami On wygladał tak, jakby puściły Mu wszystkie emocje, nie słyszał, co ja mówię, nie słyszał nic poza tym, co Mu się wkręciło w głowie.. ! Powiedział, że mi po tym, co zrobił, nie będzie mógł mi spojrzeć w oczy, że lepiej, jak mnie zostawi, że mam być szczęśliwa..! nie, nie, nie! :( to tak nie działa.! ja wiem, że On żałuje, że naprawdę żałuje! Jak nie radzi sobie ze sobą jak za dużo wypije, niech odstawi alkohol..! ja chcę być z Nim, przy Nim, pomóc Mu! Nie wierzę, że spotkaliśmy się po to, żeby to się w taki sposób skończyło.. ! KOCHAM GO.. ! nie chcę, żeby On się poddał, tylko o to się modlę.. dzisiaj ma rozprawę dotyczącą zakazu.. nadal jeszcze nic nie wiem, ale to możemy razem odkręcić.., ale żeby On tylko chciał.. Powiedział mi, że Jego życie już teraz jest nic nie warte.. ja Mu zostawiłam wiadomość, że ma gdzie wracać, że chcę Mu pomóc, i że chcę z Nim być mimo wszystko, i że Go potrzebuję.. Dopiero po rozprawie będzie mógł to odczytać.. nie potrafię jeść od wczoraj, o niczym innym nie myśleć.. mam tylko nadzieję, że jeśli kocha mnie również tak mocno, jak cały czas mi pokazywał i mówił, to da nam jakąś lekcję, a nie, że się podda co Wy myślicie? ja sobie naprawdę nie wyobrażam, że to mógłby być koniec..

Nie warto wierzyć w przesądy i zabobony , ponieważ to są zwykłe brednie, ludzie kiedyś naprawdę wszyscy brali to na poważnie, nie warto się tym przejmować gdy n… WikiDz1 WikiDz1
Sky miała ciężkie dzieciństwo, którego nie pamięta. Jest tylko ból. Na szczęście została adoptowana przez dwójkę wspaniałych ludzi i szalonych artystów, Simon'a i Sally. Jej rodzice dostają świetną propozycję pracy w Colorado, co za tym się ciągnie, muszą zostawić deszczowy Londyn za sobą. Tylko na rok, ale według Sky, to wieczność w nowej szkole, z nowymi ludźmi i dziwnym chłopakiem-wilkołakiem. Zed jest najmłodszym bratem z przystojnej siódemki Benedict'ów. Jest arogancki, nieuprzejmy i bardzo przystojny, o czym namiętnie nam przypomina bohaterka. Czuje, że tak naprawdę Zed nie jest tym za którego próbuje się podaje. To, że dziewczyna uważa, że zwariowała, słyszy niepokojące głosy w głowie, ciągnie ją do pana Wilkołaka i widzi jakieś kolory. Kiedy Sky i Zed dają sobie szanse, ich życie sypie się jak domek z kart. Ich rodziny są w niebezpieczeństwie, wszyscy zaczynają się dziwnie zachowywać i mogłoby się zdawać, że mieszkańcy miasteczka wiedzą wszystko lepiej niż obiekty ich nadmiernego nie wiem co mogę napisać o tej książce. Przeczytałam ją jednego dnia, bo wręcz nie mogłam się oderwać. Pierwsze kilka stron nie zachęca do treści. Jest nudny, właściwie to nie chciałam już czytać, ale niespodziewane pojawienie się Zed'a odmieniło całą treść. Uwagi Sky stały się śmieszne i trochę wredne. Jakby przeszła pewną metamorfozę przy jego obecności. Nie wiem, czy był to zabieg celowy, czy też nie, ale wyszło to zdecydowanie na jest strasznie pokręconą osobą, która ma swoje nawyki i uprzedzenia. Jednym z głównych nawyków jest między innymi, to że wszystko przerabia w komiks. Jest to zgoła przerażające, tak samo jak dorzucanie muzyki w swojej głowie czy przezwiska. Co prawda, przezwisko Zed'a jest trafione, i to jej oddaję. Nie podobało mi się, to jak myślała o swoim przeznaczeniu, prawdziwej naturze i swojej przyszłości u boku chłopaka, bo powiedzmy sobie szczerze, która dziewczyna nie chciałaby spotkać swojego przeznaczonego i zostać z nim na zawsze? Chyba każda. Za to Zed to była dla mnie prawdziwa zagadka. Był pewny siebie, arogancki, ale w pewnym momencie mnie bardziej przeraził niż zaskoczył. Byłam wściekła na to jak bardzo się zmienił. Zniszczyło, to w pewnym sensie dobre zdanie o książce i jej kapkę denerwowało mnie wrażenie, że pominęłam kilka stron. W jednej chwili poznajemy jakiegoś bohatera, a na następnej znamy jego imię i nazwisko, nawet się nie przedstawiając. Do samej akcji się nie przyczepię, bo trzyma w napięciu, posiada punkt kulminacyjny, a nawet dwa. Sama mogę potwierdzić, że przerywałam lekturę na kilka sekund, żeby ochłonąć i szybciutko wracałam z powrotem. Za to do języka mogę się przyczepić i to zrobię. Nie był wygórowany, co trochę mnie zawiodło, bo fabuła była dobra, bardzo oryginalna, ale też nie dopracowana. Dodałabym kilka szczegółów, rozwinęła wątek miłosny i przeszłości, która w pierwszej części książki jest dość istotna. Byłam ciekawa, czy będą dalsze części o losach tej dwójki. Niestety, ale o tej dwójce mogę jedynie przeczytać kilka mało istotnych faktów, ponieważ pani Stirling skupiła się na dwójce jego braci Benedict'ów. Zawiodła mnie tym, bo nie jest to świeże połączenie. Mam nadzieję, że nie zawiodę się na kolejnych częściach. Widać, że autorka ma potencjał, ale jeszcze go nie rozwinęła. Mam nadzieję, że będzie się równie dobrze czytać, jak pierwszą część, ale będą one jeszcze miały to coś w swojej treści i zdobędą nawet ocenę celującą. u78wouU.
  • 7mghmhdxow.pages.dev/15
  • 7mghmhdxow.pages.dev/174
  • 7mghmhdxow.pages.dev/306
  • 7mghmhdxow.pages.dev/45
  • 7mghmhdxow.pages.dev/169
  • 7mghmhdxow.pages.dev/388
  • 7mghmhdxow.pages.dev/334
  • 7mghmhdxow.pages.dev/281
  • 7mghmhdxow.pages.dev/118
  • czy warto wierzyć w przeznaczenie